Niemniej brak silnej reakcji jest pewną lekcją na przyszłość. Można odnieść wrażenie, że skala szumu informacyjnego ma się ostatnio często nijak do sytuacji na rynkach. Z tego względu warto przyglądać się wydarzeniom przez pryzmat analizy technicznej. Sęk w tym, że sytuacja na wykresach światowych indeksów jest często niemal zupełnie inna. Na jednym biegunie mamy bardzo słabe rynki w krajach uginających się pod ciężarem długów. W przypadku np. hiszpańskiego IBEX, można mówić o długoterminowej bessie. Trwająca od początku czerwca zwyżka to jedynie korekta tej bessy. Poziomem oporu jest dolna granica konsolidacji, z której indeks wybił się w dół jeszcze w kwietniu.

Na drugim biegunie mamy Wall Street, gdzie zamiast bessy mamy właściwie hossę. Tutaj czerwcowe ożywienie trudno traktować inaczej niż jako powrót do długoterminowego trendu wzrostowego. Wiosenna fala zniżkowa przypomina w przypadku S&P 500 analogiczne korekty hossy z lat 2010 i 2011.

Gdzieś pośrodku jest najbliższy polskiej giełdzie niemiecki DAX. Tutaj trudno mówić zarówno o bessie, jak i hossie. Od roku mamy tu silne, lecz niezbyt trwałe ruchy w dół i w górę. W średnim terminie czerwcowe ożywienie jest najsilniejszą jak dotąd korektą trendu spadkowego trwającego od połowy marca. Udało się przebić linię tego trendu, ale być może przed trwalszą poprawą trzeba się liczyć jeszcze z ruchem powrotnym w kierunku dołka z początku czerwca.