Po krótkim oddechu związanym ze wzmocnieniem złotego względem dolara amerykańskiego cena litra benzyny 95 ponownie zaczęła zbliżać się do 6 zł. Pomijając kwestie marż rafineryjnych, proces ten ma swoje źródło przede wszystkim w rosnącej cenie ropy naftowej. Na przestrzeni ostatnich tygodni baryłka ropy Brent zdrożała z około 100 do 117 dolarów. Stało się to za sprawą kumulacji kilku czynników. Cały czas utrzymuje się napięcie wokół Iranu, a dodatkowo zaostrzeniu uległa sytuacja w bliskiej roponośnym terenom Syrii. Objęty embargiem Iran zastosował wzajemne embargo na eksport ropy do wielu krajów, co przyczyniło się do spadku podaży. Do tego doszło zmniejszone wydobycie na Morzu Północnym związane z pracami konserwacyjnymi. Zazwyczaj w takich sytuacjach wydobycie zwiększała Arabia Saudyjska, tym razem jednak jej możliwości eksportowe zostały ograniczone przez bardzo silny popyt wewnętrzny (wzrost o 26 proc. w stosunku do ubiegłego roku).
Wszystkie te ograniczenia podaży mają miejsce na tle całkiem mocnego popytu. Spore znaczenie ma także kondycja gospodarki amerykańskiej, która pokazała kolejne oznaki zdrowienia rynku pracy i rynku mieszkaniowego. Całkiem dobrze sprawują się także amerykańskie przedsiębiorstwa. Z 482 spółek giełdowych, które do końca ubiegłego tygodnia ogłosiły wyniki, aż 70 proc. zaraportowało zyski wyższe niż przewidywania. Tradycyjnie zaś kondycja największej gospodarki świata ma bardzo duży wpływ na cenę ropy naftowej, większy nawet niż wynika to z faktycznego zużycia tego surowca.