Tym razem mamy do czynienia z nietypową sytuacją, w której w momencie pierwszej obniżki w listopadzie ub. r. WIG zwyżkował już piąty miesiąc. Obecnie zwyżka – nie przerwana korektą większą niż 5 proc. – trwa już 7 miesięcy. Ta nietypowość powoduje, że tym razem odwołania do precedensów historycznych mogą okazać się zawodne. Dla porządku wypada jednak zaznaczyć, że uśredniając ścieżki WIG-u po trzecich w danym cyklu obniżkach stóp RPP otrzymujemy scenariusz, w którym w ciągu pierwszych 2?miesięcy indeks traci niecałe 12 proc., a potem w ciągu trzech kwartałów rośnie o prawie 50 proc. Tak czy siak 3-miesięczny WIBOR na poziomie 4,04 proc. jest już 19 proc. poniżej poziomu sprzed roku, co oznacza, że mechanizm „przepychania" środków pieniężnych z banków i funduszy rynku pieniężnego powinien niebawem pracować pełną parą.
Na krótką metę i sWIG-80 i USD/PLN utknęły w okolicach ekstremów z marca ubiegłego roku. W połączeniu z najwyższą od marca 2012 różnicą pomiędzy liczbą optymistów a liczbą pesymistów w ubiegłotygodniowym sondażu prowadzonym przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych nakazuje to zachowanie pewnej ostrożności. Na razie WIG pozostaje nadal poniżej szczytu z 2011 r., chociaż wykres indeksu przełamał spadkową linię oporu poprowadzoną przez szczyty z 2007 i 2011 r. Z tego punktu widzenia sytuacja techniczna jest podobna do tej z przełomu lat 2002/2003, co pasuje do koncepcji „wzorca dekadowego". Gdyby rzeczywiście koniunktura na rynku akcji miała rozwijać się w 2013 roku podobnie do tej z 2003 r., to do początku marca możliwy byłby spadek rzędu 10 proc. poprzedzający nadejście silnej i trwałej hossy, która wyprowadziłaby indeks powyżej szczytu z 2011 r. i w okolice poziomów widzianych ostatnio w 2007 r.
Najistotniejszym czynnikiem ryzyka w średnim terminie wydaje się groźba, że po wyborach prezydenckich w USA członkowie Fedu przesuną początek zaostrzenia polityki pieniężnej z przyszłego na ten rok. Jesteśmy już prawie 4 lata po dołku poprzedniego kryzysu, co czyni obecną sytuację podobną do tej z 2006 r. To podobieństwo widać zresztą na wykresach takich wskaźników rynku pracy jak Challenger czy ADP. Właśnie wiosną 2006 rynki wschodzące zanurkowały o ponad 20 proc. zaraz po tym jak japoński bank centralny wycofał się z polityki luzowania. To była tylko korekta w hossie, a globalne skutki zacieśnienia polityki pieniężnej pojawiły się realnie dopiero rok później w 2007 r. Podobny scenariusz można wyobrazić sobie i w przyszłości.