To zagranie ze strony zachodnich władz finansowych cechuje pewna logika polityczna. Systemowe znaczenie Cypru zostało ocenione jako niskie, więc odmiennie niż w przypadku Grecji narażanie się zachodnioeuropejskim wyborcom, którzy zapewne nie mają ochoty się dokładać do ratowania rosyjskich „oligarchów", uznane zostało za nieopłacalne. Wydaje się, że piłka jest po stronie władz rosyjskich, które albo wyłożą brakujące środki, albo staną się świadkiem utraty przez rosyjskie podmioty wielomiliardowych kwot. Mielibyśmy w takim przypadku w dużej mierze powtórkę przypadku Islandii z 2008 r., której władze uznały, że lepiej pozbyć się zobowiązań, godząc na upadek systemu bankowego. Ewentualna różnica polega na tym, że władze Wielkiej Brytanii i Holandii pospieszyły z pomocą dla swoich obywateli, którzy stracili na lokatach w islandzkich bankach, a takie samo zachowanie w przypadku władz Rosji nie jest oczywiste.
Cała sytuacja przypomina krótkotrwałą panikę z listopada 2009 r. spowodowaną ujawnieniem kłopotów finansowych Dubaju (wtedy pomoc nadeszła z Abu Zabi). To echo załamania z 2009 r. pojawiło się dziewięć miesięcy po końcu ówczesnej bessy na rynkach rozwiniętych, podobnie jak obecne zamieszanie wokół Cypru, które ma miejsce dziewięć miesięcy po zakończeniu w czerwcu 2012 r. poprzedniej bessy. Porównanie wykresów indeksów giełd na Cyprze i w Grecji nasuwa skojarzenia z 2003 rokiem. Przy założeniu, że pieniądze dla Cypru jednak się znajdą, lutowe minima WIG powinny zostać obronione.
Dane GUS na temat produkcji przemysłowej w lutym pokazały powrót rocznej dynamiki do wartości ujemnych (-2,1 proc.). Nowe prawie trzyletnie maksimum oczekiwań gospodarczych dla Niemiec według ZEW nadal sugeruje, że późną wiosną ożywienie w polskiej gospodarce powinno być już wyraźniej widoczne (średnie wyprzedzenie ZEW wobec dynamiki naszej produkcji wynosiło w przeszłości średnio pięć miesięcy). Największy od czerwca 2009 r. miesięczny skok dynamiki CPI w USA sugeruje ożywienie tendencji inflacyjnych, ale roczna zmiana na poziomie 2 proc. jest cały czas zdecydowanie niższa niż ta rejestrowana w szczytach poprzednich cykli. To sugeruje, że bezpośredniego zagrożenia ze strony Fedu na razie nie ma.