Gdy się zaczynał, rynki obligacji ciągle jeszcze były pod wrażeniem ujawnionego przed tygodniem planu banku centralnego Japonii podwojenia bazy monetarnej w tym kraju za pomocą wartych rocznie ponad 600 mld USD (przy obecnym kursie) zakupów aktywów. W poniedziałek na fali faktycznych czy też tylko wyimaginowanych zakupów inwestorów z Azji rentowność polskich obligacji 10-letnich zeszły do nowych historycznych minimów na poziomie 3,5 proc. Wcześniej rentowność 10-latek japońskich znalazła się na poziomach widzianych tylko w szczycie obligacyjnej hossy z początku poprzedniej dekady w czerwcu 2003 r. Tymczasem już od minionego czwartku na japońskim rynku obligacji rozpoczął się silny spadek cen obligacji. Najwyraźniej inwestorzy uświadomili sobie małą sensowność zakupów obligacji w sytuacji, gdy bank centralny deklaruje chęć osiągnięcia celu inflacyjnego na poziomie 2 proc. „tak szybko, jak to tylko możliwe". Ten wzrost rentowności japońskich obligacji w ujęciu procentowym z ostatnich czterech sesji okazał się największym od... czerwca 2003 r. Podobna charakterystyczna sygnatura końca hossy w okresie minionych 30 lat pojawiła się wcześniej jedynie 3-krotnie: w czerwcu 2003 r., październiku 1998 r. oraz maju 1987 r. Za każdym razem sygnalizowała długotrwałą bessę na globalnym rynku obligacji (również polskim), co skłania do postawienia tezy o końcu hossy na rynku obligacji (chociaż oczywiście można sobie wyobrazić jakieś rozbieżności w zachowaniu poszczególnych rynków). W dwu pierwszych wspomnianych przypadkach (2003, 1998) ucieczka kapitałów z rynku obligacji na – zgodnie z logiką cyklu koniunkturalnego – rynek akcji przełożyła się na hossę na WIG-u trwającą przez następne 10–17 miesięcy. W trzecim – tym z maja 1987 r. – silna hossa na Wall Street była kontynuowana tylko przez następne trzy miesiące, a w październiku 1987 r. miał miejsce największy w historii jednodniowy spadek wartości amerykańskich indeksów o ponad 20 proc.

Który z powyższych precedensów bardziej przypomina obecną sytuację? Hossa na Wall Street trwa już cztery lata i jeden miesiąc, co można porównać do dokładnie 5-letniego okresu trwania hossy, która rozegrała się pomiędzy październikiem 2002 r. a październikiem 2007 r. czy też pięciu lat i trzech miesięcy hossy z okresu grudzień 1994–marzec 2000 r. Wśród inwestorów narastają obawy przed wycofaniem się Fed z polityki „luzowania ilościowego" stosowanej od 2008 roku. Jak jednak pokazała reakcja rynku na słabe dane na temat wzrostu zatrudnienia w USA w marcu (+88 tys. wobec oczekiwanych 189 tys.), dopóki nie zaczną pokazywać się dane wskazujące na trwanie boomu gospodarczego, zagrożenie ze strony Fed nie powinno się zmaterializować zbyt szybko. Co więcej, dramatyczne załamanie się nastrojów indywidualnych inwestorów w USA (liczba byków w sondażu AAII najniższa od marca 2009 r., liczba niedźwiedzi najwyższa od lipca 2010 r.) świadczące o wyuczonej przypadkami szczytów z lat 2000 i 2007 próbie złapania trzeciego na tym samym poziomie, raczej nie zapowiada istotniejszych spadków w USA. W okresie minionego ćwierćwiecza tak znaczna przewaga pesymistów nad optymistami pojawiła się jedynie 6-krotnie i pięć razy okazała się doskonałą okazją do kupna akcji (wrzesień-listopad 1990 r., listopad 1992 r., marzec 2003 r., marzec 2009 r. i lipiec 2010 r.