Wzrost rentowności 10-letnich obligacji o 1 punkt procentowy, który nastąpił w stosunku do poziomów z początku maja, był jednym z sześciu najsilniejszych tego typu ruchów w okresie minionych 20 lat (daty pozostałych to kwiecień 1994, lipiec 2003, maj 2004, czerwiec 2009 i grudzień 2010). Tak znaczący wzrost rentowności obligacji już sam w sobie stanowi zaostrzenie polityki pieniężnej i zacznie negatywnie wpływać na koniunkturę gospodarczą (rynek nieruchomości) z typowym ponadrocznym opóźnieniem. Gwałtowność tego ruchu musiała zapewne przestraszyć członków Fed, skąd środowe złagodzenie retoryki Bena Bernanke. Fed będzie się teraz zapewne starał przekonać rynek do rozróżnienia dwóch narzędzi polityki pieniężnej – skali skupu aktywów i wysokości stopy procentowej – i tłumaczyć, że ograniczenie znaczenia pierwszego z nich nie oznacza automatycznie znaczącego wzrostu stóp. Wydaje się, że powinno to wpłynąć na uspokojenie sytuacji na amerykańskim rynku obligacji i spadek rentowności w stronę poziomu ok. 2,05 proc. w ciągu najbliższych 2 miesięcy. W podobny sposób na to zmniejszenie groźby ze strony Fed powinny reagować rynki akcji (Nasdaq Composite już wyszedł na najwyższy poziom od 2000 roku).

Fakt, że II kw. był najgorszym kwartałem na rynku złota od 113 lat, stanowił dla FED sygnał, że gospodarka światowa jest raczej w deflacyjnej fazie, a rynkom nawet nie przychodzi do głowy martwienie się problemem możliwego po latach „druku pieniądza" wzrostu inflacji. Nawiasem mówiąc, ostatnie zachowanie rynku metali szlachetnych sugeruje, że w IV kw. można liczyć na wejście obecnego cyklu w inflacyjną fazę najbardziej korzystną dla cen surowców (i po części dla EM). Spadek notowań złota wyniósł w II kwartale 22 proc.), ale dla takiego załamania można znaleźć precedens w I kw. 1982, kiedy to złoto potaniało o równe 20 proc. Wtedy po dołku takiej panicznej wyprzedaży z marca 1982 przyszło kilkunastoprocentowe odbicie (jego odpowiednik pewnie trwa obecnie), wtórny dołek ustanowiony został trzy miesiące później w czerwcu (w naszych realiach byłby to koniec września), a potem przyszedł już trwający osiem miesięcy wzrost ceny złota o 71 proc. Bardzo podobny wniosek płynie z analizy trzech poprzednich przypadków, kiedy cena srebra spadała: a) ponad 60 proc. poniżej 3,5-letniego maksimum i b) do najniższego poziomu od prawie 3 lat (marzec 1982, marzec 1986 i październik 1990). Tu uzyskana na podstawie tych historycznych precedensów projekcja sugeruje spadek ceny srebra do ok. 16 USD w okolicach października, a następnie trwający prawie rok wzrost do okolic 28 USD. Materializacja takiego scenariusza na rynku metali szlachetnych oznaczałaby zapewne wejście w IV kw. obecnego cyklu gospodarczego w inflacyjną fazę, której kontynuacja w 2014 roku powinna sprowokować banki centralne do rozpoczęcia zaostrzania polityki pieniężnej.