Przemawiając w tym tygodniu Ben Bernanke kontynuował próby uspokojenia rynków sugerując, że ścieżka przyszłej polityki pieniężnej FED nie jest jeszcze przesądzona i że wszystko zależeć będzie od publikowanych danych na temat kondycji amerykańskiej gospodarki. S&P 500 nie ustanawiał nowych rekordów przez ok. 1,5 miesiąca, co było najdłuższą tego typu przerwą od okresu wrzesień-listopad ub. r. Zakładając, że majowo-czerwcowy spadek S&P 500 był ruchem tej klasy co ten z jesieni ub. r., można dojść do wniosku, że obecny ruch powinien mieć parametry zbliżone do zwyżki indeksu z okresu czerwiec-wrzesień 2012 r. To dawałoby S&P 500 jeszcze ok. 6,6 proc. potencjału wzrostowego, który powinien się zmaterializować do października. Potem przyszedłby czas na poważniejszą korektę klasy tej z wiosny 2012 r. Być może ze względu na sezonowość rynku akcji termin korekty należy przesunąć raczej w pobliże przełomu lata i jesieni.

Pozytywna reakcja polskiego rynku była oczywiście słabsza niż w przypadku Wall Street, ale warto zauważyć, że 4-sesyjna zmiana WIG-u pomiędzy 9-tym a 15-tym lipca o +4,2 proc. była największym tego typu ruchem od okresu 5-12 czerwca 2012 r. Tak się składa, że te 4 sesje w czerwcu ub. r.  były 4-ema pierwszymi sesjami zwyżki, która w ciągu 7 miesięcy podniosła wartość WIG-u o ponad 30 proc. Często zdarza się, że najwyższa dynamika wzrostowego ruchu cen akcji pojawia się na samym jego początku, więc być może i teraz – po obecnym zawahaniu spowodowanym między innymi informacjami o konieczności nowelizacji budżetu - mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem.

S&P 500 ma jeszcze ok. 6,6 proc. potencjału wzrostowego, do października

Dane GUS na temat produkcji przemysłowej, która w czerwcu była większa niż przed rokiem o 3 proc., co było najwyższą dynamiką od 8 miesięcy, potwierdzają stopniowe wydobywanie się przemysłu z okresu spowolnienia. Warto zauważyć, że w poprzednich cyklach roczna dynamika produkcji w pół roku po cyklicznych dołkach takich jak ten z grudnia 2012 r. zwykle również nie była zbyt wysoka (+1,4 proc. w lipcu 1999 r., -4 proc. w grudniu 2001 r. lub – jeśli ktoś woli późniejszy termin cyklicznego dołka - +3,1 proc. w listopadzie 2002 r., +5,9 proc. we wrześniu 2005 r. i -4,4 proc. w lipcu 2009 r.). Również ostatnie dane na temat rekordowo niskiego tempa inflacji (CPI +0,2 proc. r/r) można zinterpretować pozytywnie: dzięki niemu realna dynamika płac od lutego jest dodatnia, a jej 5-miesięczna średnia nie była tak wysoko od 4 lat. Powinno to stabilizować realny popyt. Również czerwcowy skok dynamiki rocznej PPI o 1 pkt proc. (z -2,5 proc. na -1,5 proc.), to zjawisko, które w przeszłości pojawiało się jedynie podczas inflacyjnych faz cyklu koniunkturalnego. Być może i w tym przypadku cykliczny dołek dynamiki PPI analogiczny do tego z marca 2010 r. mamy już za sobą.