Mimo zachęcających odczytów gospodarczych, jakie pojawiały się w ostatnim czasie, w dalszym ciągu nie udało się pokonać akcjom na świecie tegorocznej górki. To wyraźny znak, że wchodzimy w fazę, w której dla inwestorów nie liczy się już jedynie to, czy dojdzie do ożywienia koniunktury gospodarczej, ale kluczowe staje się to, jaka będzie jego skala.
Wciąż wiele wskazuje na to, że w skali globalnej będziemy mieć do czynienia bardziej ze stagnacją, niż wyraźnym i trwałym przyspieszaniem koniunktury. Znajduje to potwierdzenie w prognozach zysków spółek na ten rok, które są systematycznie obniżane. W przypadku europejskiego DJ Stoxx 600 w ten rok wchodziliśmy z założeniami zwyżki zysków o 9,4 proc., tymczasem obecnie ma to być spadek o przeszło 1 proc. W USA jest to analogicznie 5,5 proc. i 8,8 proc. Narastającym wyzwaniem staje się rosnąca rentowność obligacji skarbowych, która przekłada się na wyższą dochodowość papierów komercyjnych i ruch w górę kosztów kredytów hipotecznych w USA. Dla najmocniej zadłużonych państw głównie europejskich, ale i Japonii, oznacza to wyższe wydatki na obsługę długów, dla firm – zwiększone koszty działalności, a dla konsumentów – choćby mniejsze korzyści z refinansowania kredytów hipotecznych. Sprawa jest niebagatelna, bo oprocentowanie 30-letniego kredytu hipotecznego w Ameryce jest już dużo wyższe niż średnio w ostatnich 3 latach. Na razie nie ma przesłanek wskazujących na odwrócenie tendencji na rynkach obligacji.
W ostatnich tygodniach wyraźnie zauważalna stała się siła giełd, które w pierwszych miesiącach tego roku zachowywały się słabo. Skorzystała na tym również GPW, ale istnieje ryzyko, że taka sytuacja nie oznacza zmiany liderów w trakcie trwającej hossy, ale wejście jej w swoistego rodzaju fazę „śmieciową", kiedy to bardziej od fundamentalnej atrakcyjności, związanej z perspektywami ekonomicznymi i wycenami akcji, liczy się „nominalna" atrakcyjność, wynikająca z niewielkiej skali dotychczasowych zwyżek. W tym kontekście warto odnotować rzadko pojawiające się sygnały o znacznym zawężeniu się rynku w Ameryce (ale też w Polsce) w czasie kształtowania sierpniowej górki, widoczne choćby w danych o liczbie rosnących i spadających na poszczególnych sesjach akcji. Ostatnio dywergencja pomiędzy indeksem i wskaźnikiem A/D Line miała miejsce w 2007 r.