Gdyby w kolejnym dniu przewaga popytu była bezapelacyjna, scenariusz powtórki byłby załamany. Do południa popyt trzymał rękę na pulsie, a ceny powiększały wzrost, który przybrał tak imponujące rozmiary dzień wcześniej. Nadal jednak nie było pewności, jaki jest jego charakter. Tym bardziej że choćby na rynku złotego nie było widać podobnego pozytywnego poruszenia. Przypomnijmy, że czwartkowa zwyżka równie dobrze mogła być analogicznym ruchem do tego z 7 czerwca. Na kolejnej sesji przewaga popytu nie była już tak znacząca, a następne dni przyniosły osłabienie, które z czasem przerodziło się w silną przecenę. Jeśli piątkowa sesja miałby coś nam powiedzieć, to byłoby to stwierdzenie, że możliwość powielenia wspomnianego schematu nadal jest aktualna. Wprawdzie popyt był aktywny, ale rynek nie zachował się wystarczająco silnie, by zanegować czerwcowy wzór. Do tego na koniec tygodnia rynek złotego słabł, co także stało w sprzeczności z założeniem o silnych zakupach inwestorów zagranicznych. Nie bez znaczenia jest także fakt, że mimo tych dwóch dni aktywności kupujących nie doszło jeszcze do testu poziomu oporu, jakim jest szczyt z marca. Tym samym przesadny optymizm nie wydaje się uzasadniony, gdyż nie padł jeszcze średnioterminowy sygnał przewagi popytu.