W świecie sprzed kryzysu z 2008 r. taka sytuacja byłaby przesłanką do rozpoczęcia rozmów o redukcji długu, ale wtedy tego rodzaju długi były w posiadaniu podmiotów komercyjnych. Teraz są w rękach instytucji publicznych, których nie obowiązują rynkowe reguły gry. Sprawa Grecji to też dowód na słabość Unii Europejskiej, która nie jest w stanie na swoich członkach wymóc prowadzenia polityki, którą sama uczyniła podstawą funkcjonowania.

Trudno jednak kreślić scenariusze dla rynków, zwłaszcza w perspektywie najbliższych dni i tygodni. Konsensus rynkowy sprowadza się do tego, że wygrana zwolenników zaciskania pasa w Grecji wywoła entuzjazm na giełdach, a „nie" będzie dla nich złym znakiem. Z ostatnich sondaży wynika, że wygrana żadnej ze stron nie będzie zdecydowana, a do tego nie wiemy, jak wielu Greków pójdzie do urn. Zatem możliwości interpretacji wyników głosowania będzie na pewno wiele. Jedno wydaje się przy tym pewne: strony i tak usiądą do rozmów, z tym że po stronie greckiej może pozostać Aleksis Cipras z mocniejszym mandatem społecznym i lepszą pozycją negocjacyjną, bardziej nalegający na redukcję długu, albo pojawić się bardziej spolegliwy partner – zapewne w formie rządu technicznego. Widać też, że Unii zależy na integralności strefy euro, ale też na tym, by nie robić wyjątku w postaci redukcji długów jednego z członków i nie stwarzać pola do podobnych roszczeń ze strony innych mocno zadłużonych państw. Jeśli Cipras zostanie na stanowisku, to Unia będzie chyba musiała za cenę greckich reform zgodzić się na redukcję długu.

W tych okolicznościach nie wydaje się, żeby w poniedziałek doszło do przełomu na rynkach. Może to być natomiast ważna cezura dalszego spadku ich znaczenia dla rozwoju sytuacji i powrót w centrum zainteresowania innych czynników. Trudno pomijać czerwcowy odczyt globalnego PMI dla sektora przemysłowego, który wyrównał dwuletnie minimum. Wymowne jest załamanie cen akcji w Chinach, które zbiega się ze słabymi danymi o aktywności gospodarczej (w czerwcu była najsłabsza od maja 2014 r.). W USA trwa proces obniżania prognoz zysków na ten rok, mimo że ustały czynniki, którymi tłumaczono ten proces (przecena ropy i aprecjacja dolara).