Co ciekawe, już teraz wyżej niż na jesieni znalazł się „indeks strachu" VDAX pokazujący oczekiwaną przez inwestorów zmienność notowań. Tak wysokich poziomów (blisko 30 pkt) nie obserwowano od połowy 2012 r. Wyższe wartości w trakcie hossy trwającej od wiosny 2009 r. odnotowano wyłącznie w trakcie krachu w sierpniu–wrześniu 2011 r. (47 pkt).

Wiele na temat tego, co tak naprawdę dzieje się na jednym z najważniejszych także dla GPW rynków zagranicznych, powiedzieć można, patrząc przez pryzmat wycen. Trwająca korekta to odwrócenie procesu, z jakim mieliśmy do czynienia w pierwszych miesiącach roku, kiedy inwestorzy entuzjastycznie windowali wyceny niemieckich walorów. O ile w dołku wspomnianej jesiennej korekty akcje wyceniano na nieco ponad 11-krotność prognozowanych zysków spółek, o tyle w szczycie późniejszej euforii (kwiecień br.) była to już 15,5-krotność. Ostatnio obserwujemy dla odmiany „spuszczanie powietrza". Wyceny są już bliskie 12,5-krotności zysków. Pod tym względem cofnęliśmy się do sytuacji z początku bieżącego roku. Nie są to jeszcze poziomy ultraatrakcyjne, ale w porównaniu ze szczytami hossy są dużo bardziej akceptowalne.

Korekta u naszego zachodniego sąsiada jest już na znacznym etapie zaawansowania, o czym świadczy zarówno jej głębokość, poziomy „indeksu strachu", jak i wyraźne zredukowanie wycen akcji. ¶