Indeks SCI300, grupujący 300 największych firm notowanych w Państwie Środka, spadł w poniedziałek o 7 proc., do 3469,1 pkt. To najniższe zamknięcie od dwóch miesięcy i największa jednodniowa przecena od sierpnia 2015 r., gdy chiński rynek akcji przeżył prawdziwy krach, spadając w ciągu dwóch miesięcy o 45 proc.
Zarówno wtedy, jak i dziś u źródeł wyprzedaży leżały obawy o kondycję chińskiej gospodarki i strach przed jej twardym lądowaniem. Teraz pretekstem do takiego myślenia, do poniedziałkowej paniki, były fatalne dane z tamtejszego przemysłu oraz osłabienie juana. Indeks PMI, obrazujący kondycję dużych chińskich firm z sektora produkcyjnego, spadł w grudniu do 48,2 pkt i tym samym kolejny już miesiąc koniunktura w przemyśle się pogarszała. Cieniem na nastrojach położyła się też przecena juana – był on najsłabszy do dolara od 2011 r.
Obawy o Chiny tradycyjnie przełożyły się na wzrost awersji do ryzyka, stając się przyczynkiem do wyprzedaży akcji zarówno na azjatyckich, jak i europejskich parkietach. Japoński Nikkei spadł o ponad 3 proc., zamykając się najniżej od 2,5 miesiąca. Równie duże spadki można było obserwować na giełdach w Europie, w tym na GPW. WIG20 spadł o 2,9 proc., otwierając potężnych rozmiarów lukę bessy na wykresie, co może zapowiadać koniec dwutygodniowej wzrostowej korekty i powrót do grudniowych minimów.
Wizja przetestowania przez WIG20 dołka z grudnia na poziomie 1745,97 pkt nie jest taka oderwana od rzeczywistości, jeżeli uwzględnimy fakt, że poniedziałkowa przecena w Chinach również zakończyła wzrostową korektę. Wrażenie robi nie tylko sama skala przeceny (7 proc.), ale też fakt, że odbicie na chińskiej giełdzie zostało zatrzymane na poziomie 38,2-proc. zniesienia spadków z okresu czerwiec–sierpień 2015 r., a w poniedziałek została przełamana ponadczteromiesięczna linia impulsu wzrostowego. To zapowiada spadek w kierunku sierpniowego dołka na poziomie 2952 pkt, czyli przecenę jeszcze o 15 proc.
Załamanie cen akcji w Chinach może oznaczać nową falę strachu przed twardym lądowaniem tamtejszej gospodarki. To oznaczałoby, że pierwsza połowa stycznia upłynie pod znakiem spadków cen na światowych giełdach i korekty indeksów o 10–20 proc. I to zapewne nie będzie ostatnia odsłona chińskiego strachu w tym roku. Z kwartału na kwartał wzrost gospodarki Chin jest coraz wolniejszy. Kiedyś zakończy się to kryzysem, który przerodzi się w kryzys światowy. Jednak jeszcze nie teraz. Teraz inwestorzy będą się tylko tego kryzysu obawiać.