Dość jednoznacznie stał on pod znakiem uspokojenia początkowego strachu i jednocześnie wzrostów na głównych światowych rynkach akcji oraz w spektrum krajowych małych spółek. W opozycji do tych zmian stało zachowanie polskich blue chipów, które na wartości traciły zarówno dzisiaj, jak i w relacji do zamknięcia sprzed tygodnia.
Tym samym w pewnym sensie wróciliśmy do normalności, która przez miesiące poprzedzające brytyjskie referendum oznaczała lepszą postawę rynków zagranicznych względem aktywów krajowych, a na lokalnym podwórku stała pod znakiem widocznej słabości blue chipów wobec małych spółek. Bardzo dobrze oddał to cały miniony tydzień, jak i dzisiejsza sesja. Indeks WIG20 jedynie otworzył się lekkim wzrostem, który szybko oddał i tracił już do momentu zamknięcia, które sprowadziło go 0,4% niżej niż wczoraj i 1,4% poniżej zamknięcia sprzed tygodnia. Tym samym krajowi inwestorzy chłodno przyjęli wczorajsze deklaracje szefa Banku Anglii, który w swoim wystąpieniu zasygnalizował potrzebę luzowania polityki monetarnej latem tego roku. Podobną opinię można usłyszeć wobec EBC, co za oceanem sprowadzić się powinno do braku rychłych podwyżek kosztu pieniądza. Za granicą praktycznie od początku tygodnia liczono się z realizacją scenariusza dalszej monetarnej stymulacji i między innymi z tego powodu każda sesja poza poniedziałkową prowadziła do zwyżek. Dzisiaj pewnym wsparciem mogły być dobre odczyty wskaźników PMI dla sektora przemysłu. W Europie poza strajkującą Francją wszędzie przekroczony został newralgiczny poziom 50 pkt. oddzielający recesję od rozwoju. Nawet w Grecji zanotowano niewielki wzrost, który w przypadku Niemiec okazał się najlepszy od początku 2014 roku. Pozytywnie zaskoczyły wskaźniki z Wielkiej Brytanii oraz USA, choć pamiętać trzeba, że dane zbierano jeszcze przed referendum i z tego względu jego wynik nie został uwzględniony. Jedynie w Chinach wciąż trudno mówić o dobrej koniunkturze w przemyśle, ale dla inwestorów od dłuższego już czasu nie jest to zaskoczeniem. Tym samym dane de facto zostały zignorowane, gdyż wiele nowego do obrazu sytuacji nie wnosiły. Głównie liczyło się uspokojenie początkowego po-Brexitowego strachu. Wygląda na to, że podchodząc do całej sytuacji na chłodno, trudno liczyć na silny negatywny impuls dla globalnej gospodarki. Ta powinna sobie poradzić z Brexitem zdecydowanie lepiej niż z upadkiem Lehman Brothers i początkowo formułowane porównania obecnej sytuacji do tej z 2008 roku szybko się zdezaktualizowały.
Łukasz Bugaj