Reino Capital to trzy filary: przyciąganie kapitału zagranicznego do nieruchomości komercyjnych oraz zarządzanie budynkami w imieniu właścicieli – jako aktywami (asset management) i w aspekcie czysto technicznym (facility management). W 2024 r. przychody z zarządzania wyniosły 35 mln zł, ale rok zamknął się 11 mln zł straty netto. Spółka miała rosnąć, ale w 2020 r. uwikłała się w spór z australijską Grupą FR. Teraz doszło do ugody i deklaracji zgodnej współpracy. To nowy start – co pokażecie akcjonariuszom?
Porozumienie z Grupą FR jest dla nas – i dla naszych akcjonariuszy i obligatariuszy, bo dla nich pracujemy – bardzo ważne. Spór ciągnął się przez pięć lat i był naszym największym wyzwaniem i ryzykiem pod względem organizacyjnym, formalno-prawnym i finansowym. Porozumienie kończy spory, pozwala nam się skupić na biznesie. Grupa FR wyraziła też wolę odnowienia współpracy, co jest związane z intencją powrotu tego inwestora na rynki europejskie, w szczególności polski. Już od jakiegoś czasu prezentujemy się jako partner pierwszego wyboru dla inwestorów zagranicznych na rynku polskim. Mimo sporów dalej tak jesteśmy postrzegani przez Grupę FR.
Wyniki za 2024 r., o których pan wspomniał, rzeczywiście nie wyglądają dobrze, ale jest to związane z odpisami aktualizacyjnymi, które są jeszcze efektem tych sporów, a więc zdarzeniem jednorazowym. Od lat spór mocno nas obciążał finansowo, bo był prowadzony w trzech jurysdykcjach: w Wielkiej Brytanii, w Polsce i w Luksemburgu, w ciągu trzech ostatnich lat wydaliśmy na to 4,5 mln zł. Dzięki ugodzie przestajemy wydawać na koszty prawne, skupiamy się na biznesie, a jesteśmy w bardzo dobrym momencie i chcemy osiągnąć skokowy wzrost naszego biznesu.
Czy w takim razie, skoro doszło do ugody, odpis jest do odwrócenia?
Ugoda to gruba kreska, strony musiały z wielu rzeczy zrezygnować. Do odwrócenia może dojść w tym sensie, że częścią tej współpracy będzie też praca nad wzrostem wartości biurowca Malta House (to na ten budynek powstał odpis – red.). Plan jest taki, że przy ostatecznym wyjściu z tej inwestycji, przy wzroście wartości dzięki naszemu udziałowi, będziemy mogli w tym partycypować – i to w stopniu pokrywającym przynajmniej część odpisu. Ale to kwestia przyszłości. Podstawową kwestią jest skupienie się na większych przedsięwzięciach, które są przed nami.
W 2023 r. światowy rynek inwestycji w nieruchomości komercyjne był w zapaści z powodu wysokich stóp procentowych. W 2024 r. odżył, dzięki pierwszym obniżkom w eurozonie i USA. I kwartał w Polsce wypadł solidnie. Na co pozwala w tej chwili rynek?
Ostatnich pięć lat to faktycznie dużo wyzwań dla rynku: pandemia, wojna w Ukrainie, ze wszystkimi konsekwencjami gospodarczymi, wreszcie bezprecedensowy wzrost inflacji i stóp. Pandemia była dla nas okresem bardzo dobrym, jako lokalny partner faktycznie zanotowaliśmy skokowy wzrost wartości aktywów pod zarządzaniem. Teraz, po serii obniżek stóp w strefie euro, nastawienie inwestorów się zmienia. Duże fundusze są jak transatlantyki, więc dłużej zajmie, aż w pełni obrócą i wrócą na kurs. Niemniej jest dużo optymizmu, choć ostrożnego – po ostatnich wydarzeniach w USA. Czas flauty wykorzystaliśmy na zbudowanie nogi związanej z facility managementem, którą dalej będziemy rozwijać, bo jesteśmy w trakcie przejęcia spółki, która doda nam 50 mln zł przychodów. To bardzo ważne, bo pozwala nam to, mówiąc wprost, zarabiać dużo więcej na zarządzanych portfelach, gdy łączymy asset management z facility managementem.