Do końca listopada indeks MSCI Emerging Markets zyskał 30 proc., co jest wynikiem najlepszym od 2009 roku. Bez wątpienia pomogło „zsynchronizowane" globalne ożywienie gospodarcze.
Pytanie tylko, czy w tym sprawnie działającym do tej pory w tym roku mechanizmie nie zaczęło coś szwankować. W momencie pisania tego komentarza wyglądało na to, że indeks MSCI EM z impetem przebił linię trendu wzrostowego, wzdłuż której książkowo rósł od stycznia. Od listopadowego szczytu indeks spadł już o prawie 5 proc., co jest największym spadkiem w trakcie tego roku.
Grudniowa korekta na emerging markets wypada w dość ciekawym punkcie ze statystycznego punktu widzenia. Już wcześniej zwracaliśmy uwagę, że tegoroczna fala zwyżkowa należy do trzech najdłuższych historycznie fal nieprzerwanych przez co najmniej 10-proc. spadek indeksu. Poprzednie dwie (III 2003 – IV 2004, IV 2005 – V 2006) kończyły się tąpnięciami o ponad 20 proc. Na pocieszenie trzeba dodać, że te rekordowe fale były jednak dużo silniejsze niż ta tegoroczna, więc bazując na tej analogii, należałoby tym razem oczekiwać słabszego tąpnięcia. Raczej nie o 20–25 proc., lecz o 10–15 proc. Pocieszające jest to, że mimo wszystko w tych historycznych przypadkach były to tylko korekty (czyli okazje do kupowania), a nie początek regularnej bessy. ¶