Szczególnie uwagę zwraca subindeks pokazujący oceny bieżącej sytuacji, który jeszcze w marcu tąpnął ze szczytów, a teraz... znów sięgnął po nowe maksimum. Jest najwyżej od... 2000 roku.

Jeśli przyjrzeć się historii, to obecna sytuacja do złudzenia przypomina końcówkę lat 90. XX wieku. Z podobnym tąpnięciem z wysokiego pułapu, a potem wejściem na jeszcze wyższy poziom inwestorzy mieli do czynienia w latach 1998–1999 (w okolicach kryzysu rosyjskiego i upadku funduszu LTCM).

Subindeks ocen bieżącej sytuacji do bicia rekordów powrócił dokładnie w lutym 1999 r. Stamtąd pozostał jeszcze mniej więcej rok na kontynuację hossy na Wall Street i innych rynkach.

Jeśli więc traktować tę analogię jako cenną wskazówkę, to bez wątpienia ekspansja gospodarczo-giełdowa w USA jest w finałowym etapie, który wszakże może potrwać jeszcze nawet kilkanaście miesięcy (choć dla naprawdę długoterminowych inwestorów, o wieloletnim horyzoncie, bardziej opłacalne i bezpieczniejsze może być według tej analogii poczekanie z zakupami na nadejście bessy – oczywiście, jeśli omawiany scenariusz się powtórzy).

W to wszystko wpisuje się też sytuacja na rynku obligacji, gdzie doszło do ponownego odwrócenia krzywej rentowności, a jednocześnie inwestorzy obstawiają obniżkę stóp procentowych przez Fed. To również są sygnały charakterystyczne dla finałowego etapu hossy. ¶