Jeśli przypomnimy sobie sytuację z początku kwietnia, to wśród komentatorów panowało przekonanie, że indeksy giełdowe odbiją się dosłownie na chwilę, po czym dojdzie do pogłębienia marcowych dołków. Rzeczywistość okazała się jak zwykle odmienna od powszechnego oczekiwania. Ciekawostką jest to, że odreagowanie na giełdach trwa już dłużej niż wcześniejszy krach. Nie tylko amerykański S&P 500, ale nawet rodzimy WIG wyraźnie odstają w górę od ścieżek, po jakich kroczyły indeksy po podobnych krachach w przeszłości (2008, 1998, 1987). Bez wątpienia kluczową rolę w odreagowaniu odgrywają olbrzymie programy stymulacji monetarnej i fiskalnej na świecie. Amerykański Fed powiększa sumę bilansową w tempie dużo szybszym niż w trakcie którejkolwiek poprzedniej fazy QE. Marcowy dołek na giełdach miał miejsce praktycznie dokładnie w momencie, gdy Fed ogłosił „QE bez limitów". Co dalej? Skoro tak wiele zdaje się zależeć od polityki monetarnej, to warto obserwować, czy np. Fed nie ogranicza wielkości skupu aktywów – mógłby to być czynnik sprzyjający większej korekcie na giełdach. Często cytowanym niedźwiedzim argumentem jest silna rozbieżność między zachowaniem rynku akcji a stanem gospodarek – ale tu bądźmy ostrożni z diagnozami, bo macowy krach przecież z wyprzedzeniem dyskontował np. skokowy wzrost bezrobocia.