Bierna postawa Rady Polityki Pieniężnej, umocnienie dolara, a także rynkowe obawy związane znowu z koronawirusem sprawiły, że jeszcze niedawno złoty znalazł się pod presją sprzedających. Para EUR/PLN doszła w okolice 4,60, zaś USD/PLN do poziomu 3,90. W ostatnich dniach nasza waluta zaczęła jednak łapać oddech. Wycena euro zjechała w okolice 4,56 zł, dolara zaś w pobliże 3,83 zł. Czy to oznacza, że najgorsze ma już za sobą?
Stary temat
– Złoty nie miał w ostatnim czasie dobrej prasy. Na wycenie złotego w pewnym stopniu ciążył spór o praworządność. Ten czynnik należy traktować mimo wszystko jako mniejszościowy. Wzrosty pary EUR/PLN w lipcu i sierpniu były pokłosiem silniejszego dolara. Widać było sukcesywnie niższe poziomy na EUR/USD. Sytuacja nieco odmieniła się w ostatnią środę, kiedy dolar został osłabiony przez „gołębi wydźwięk" Rezerwy Federalnej, która – mówiąc w skrócie – nie spieszy się z normalizacją polityki pieniężnej – wskazuje Łukasz Zembik, ekspert TMS Brokers.
Globalny układ sił to tylko jeden element układanki, co było dobrze widać w piątek. Złoty zaczął wyraźniej wracać do formy. Pomogły mu m.in. wstępne dane dotyczące inflacji w Polsce, które wyraźnie przebiły oczekiwania. To znowu obudziło spekulacje na temat tego, jak powinna wyglądać polityka pieniężna w Polsce. W teorii odczyt inflacji na poziomie 5 proc. powinien przybliżać podwyżki stóp procentowych. Tylko że teoria u nas to jedno, a praktyka to drugie.
Bierna postawa
Dyskusja o tym, że RPP powinna zacząć podwyższać stopy procentowe, pojawia się praktycznie przy każdej możliwej okazji. Wzmacniają ją posunięcia banków centralnych z naszej części Europy, które już rozpoczęły podwyżki stóp. W Polsce publikowane dane, a tym bardziej sama dyskusja o możliwej podwyżce stóp nie mają żadnego przełożenia na działania Rady Polityki Pieniężnej. To może stanowić duże wyzwanie dla naszej waluty.