Sytuacja na amerykańskim rynku stopy procentowej stała się najważniejszym motorem notowań wszystkich klas aktywów – napisał w środowym komentarzu Win Thin, główny strateg walutowy w Brown Brothers Harriman. – Wyższe stopy (rentowności obligacji – red.) w USA oznaczają niższe ceny akcji i innych ryzykownych aktywów, w tym z rynków wschodzących, oraz silniejszego dolara – dodał.
To wyjaśnienie przewija się też w komentarzach polskich analityków po wtorkowej, gwałtownej przecenie złotego. Kurs euro wystrzelił w pewnym momencie do niemal 4,64 zł z niespełna 4,60 zł rano. Środa była już spokojniejsza. To jednak nie oznacza, że to już koniec deprecjacji złotego. Niezależnie od globalnych czynników, które uderzają w ceny wszystkich walut z koszyka rynków wschodzących, złotemu ciążą czynniki lokalne.
Strach przed stagflacją
Wtorkowa panika na rynkach, której ofiarą padła m.in. polska waluta, to bezpośrednie następstwo wzrostu rentowności amerykańskich obligacji. W przypadku dziesięciolatek osiągnęła ona najwyższy od czerwca poziom 1,55 proc. To z kolei pokłosie wzrostu cen surowców energetycznych, takich jak ropa i gaz, co może podbijać i tak już najwyższą od lat inflację na świecie. Konsekwencją są oczekiwania, że Fed będzie musiał przystąpić do zaostrzania polityki pieniężnej wcześniej, niż planował, i to nawet wtedy, gdy nie będzie temu sprzyjała koniunktura w gospodarce. A tej wysokie ceny surowców też mogą szkodzić. Oczekiwania na wyższe stopy wraz z awersją do ryzyka pchnęły w górę dolara. Jego kurs wobec koszyka głównych walut (tzw. indeks dolara) znalazł się we wtorek najwyżej od listopada ub.r. W takich okolicznościach kapitał odpływa z rynków wschodzących. W tandemie ze złotym we wtorek taniały inne waluty państw z tego koszyka, w tym węgierski forint, a także akcje na GPW. – We wtorek zauważalnie traciły waluty wszystkich państw Europy Środkowo-Wschodniej, ale tylko w przypadku złotego widzieliśmy tak duży ruch. Najpewniej do czynników globalnych inwestorzy doliczają premię za ryzyko związaną z podbiciem konfliktów z UE oraz relatywnie luźną na tle regionu polityką monetarną – ocenia Konrad Ryczko, analityk z DM BOŚ. Odniósł się do tego, że o ile banki centralne Węgier i Czech rozpoczęły już cykl podwyżek stóp procentowych, Narodowy Bank Polski – jak przewidują ekonomiści – zrobi to najwcześniej w listopadzie. A i to nie jest najbardziej prawdopodobny scenariusz.
Polexit już w cenie?
Ta konstelacja czynników globalnych i lokalnych sprawia, że perspektywy złotego są niejasne. „Sądzimy, że utrzymanie łagodnego stanowiska przez RPP co najmniej do listopada, jak również oczekiwany dalszy wzrost inflacji, który będzie prowadził do dalszego spadku stóp realnych, nie będą sprzyjać złotemu w najbliższych miesiącach. Negatywnie na złotego może oddziaływać także utrzymanie mocnego dolara i napięć z UE, a w dłuższej perspektywie także rozstrzygnięcia kwestii kredytów walutowych, które sukcesywnie są odkładane w czasie" – napisali w środowym raporcie ekonomiści z banku Citi Handlowy. Mimo to w ich ocenie kurs EUR/PLN zakończy br. nieco niżej niż jest dziś, w okolicy 4,56.