Powiedzieć, że nasza waluta nie ma łatwego życia, to w zasadzie nic nie powiedzieć. Lista wyzwań, z jakimi musi mierzyć się złoty, już wcześniej była bardzo długa, a teraz doszły do tego jeszcze obawy związane z nową odmianą koronawirusa. Mówiąc krótko: biednemu zawsze wiatr w oczy.
Długa lista
Słaby złoty w ostatnim czasie stał się przedmiotem debaty publicznej. Nie mogło jednak być inaczej, w sytuacji kiedy para EUR/PLN przebija poziom 4,70 i jest najwyżej od 2009 r., a USD/PLN osiąga poziom 4,20, czyli najwyższy od momentu wybuchu pandemii.
Słabość naszej waluty to z jednej strony efekt czynników zewnętrznych, ale także i wewnętrznych zawirowań. W tym pierwszym przypadku mowa przede wszystkim o wyraźnym umocnieniu dolara, który zaczął zyskiwać na wartości po tym, jak otwarcie zaczęto mówić nawet o trzech podwyżkach stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych w 2022 r. A to tylko jeden z punktów całej listy nieszczęść. Utrzymująca się napięta sytuacja na wschodniej granicy Polski, potencjalna inwazja Rosji na Ukrainie, która może zdestabilizować sytuację w regionie, nie najlepsze relacje Warszawy z Brukselą czy w końcu niejasna polityka prowadzona przez RPP sprawiły, że dzisiaj złoty jest w tym, a nie innym miejscu.
Sytuacja stała się na tyle niekomfortowa, że na słowne interwencje zdecydowali się Adam Glapiński, prezes NBP, oraz premier Mateusz Morawiecki. Szczególnie słowa tego drugiego, który powiedział, że będzie robione wszystko, aby złoty był nieco mocniejszy znalazły odzwierciedlenie na rynku walutowym. Złoty faktycznie zaczął zyskiwać na wartości i wydawało się, że w krótkim terminie najgorsze mamy już za sobą. Spokój okazał się być jednak bardzo kruchy.