Inwestorzy nie mogą jeszcze w spokoju myśleć o zbliżających się świętach. Początek nowego tygodnia na światowych rynkach przyniósł bowiem sporą nerwowość i wyraźną przecenę wielu aktywów. Wśród nich znalazła się ropa naftowa. Chociaż w ostatnich dniach rynek ten zaczynał wracać do zwyżek, to poniedziałek najdobitniej pokazał, że o zagrożeniach i elementach ryzyka nie można zapominać.
Pandemia straszy
Notowania ropy naftowej w ostatnim czasie powiązane są ściśle z kolejnymi doniesieniami na temat koronawirusa i restrykcjami wprowadzanymi przez kolejne kraje. Poniedziałek przyniósł kolejne negatywne informacje. Odmiana ropy WTI spadła poniżej 68 USD za baryłkę, a Brent poniżej 71 USD.
– W przypadku ropy WTI doszło do zejścia pod poziom 69,50 dolara za baryłkę, a tym samym wybicie z formacji RGR jest negowane. To może rodzić skutki w postaci spadku ceny w okolicę dołka tuż nad 62 dolary za baryłkę – zauważają eksperci BM mBanku. Poniedziałkowa sytuacja rynkowa nie sprzyjała, ale ropa ucierpiała wyjątkowo mocno.
– Rozbudzony na nowo pesymizm na rynku ropy naftowej wynika z szerszego nastawienia risk-off na globalnych rynkach finansowych. W centrum uwagi na nowo znalazł się Omikron, bowiem nowy wariant koronawirusa rozprzestrzenia się na kolejne kraje. Niektóre państwa, w obawie przed szybkim wzrostem liczby zakażeń, wprowadzają restrykcje. W miniony weekend zrobiła to Holandia, a panują obawy, że za jej przykładem podążą inne państwa europejskie, zwłaszcza w obliczu zbliżającego się okresu świątecznych wyjazdów i spotkań – wskazuje Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ.
O tym, jak niebezpieczny dla ropy naftowej może być koronawirus, najlepiej można było przekonać się podczas pierwszego uderzenia pandemii, które spowodowało, że wycena kontraktów na ropę zjechała poniżej 0 USD. Powtórki z rozrywki niemal na pewno nie będzie, natomiast eksperci podkreślają, że sytuacja pozostaje napięta i nie można wykluczyć, że będziemy świadkami dalszych spadków.