Wszystko wskazuje na to, że kryzys nieco osłabił tendencję Polaków do wydawania pieniędzy na hazard. Sławomir Dudziński, prezes Totalizatora Sportowego, nie ukrywa rozczarowania najnowszymi wynikami firmy. – Nie są to wyniki moich marzeń, ale nadal jestem optymistą – zastrzega Dudziński.
Kilka miesięcy temu, gdy państwowy monopolista na rynku gier liczbowych przedstawiał swoje wyniki za półrocze, prezes Dudziński przyznawał, że kryzys dotknął też branżę hazardową. Wierzył, że w II półroczu przychody będą znacznie wyższe i firmie uda się nawet powtórzyć ubiegłoroczny sukces, kiedy przychody były najwyższe w ponad 50-letniej historii. Obroty w 2008 r. wyniosły ponad 3,4 mld zł – były o 22,5 proc. wyższe niż w 2007 r.
Po pierwszych trzech kwartałach nie wydaje się, aby możliwa była powtórka z roku ubiegłego. Przychody z gier i losów loterii pieniężnej, czyli między innymi gry w Lotto czy coraz popularniejszych zdrapek, do końca września wyniosły nieco ponad 2,4 mld zł. W tej kwocie są też przychody z zakładów wzajemnych, czyli obstawiania wyników gonitw koni na warszawskim Służewcu. Przez pierwsze trzy kwartały Totalizator Sportowy, który odprowadza do kasy państwa ponad 60 proc. podatków płaconych przez całą branżę hazardową, wpłacił do budżetu ponad 1,1 mld zł.
Zdaniem przedstawicieli Totalizatora kryzys powoduje, że odpływają tzw. klienci impulsowi, grający od przypadku do przypadku, np. przy okazji robienia zakupów czy tankowania samochodu. To nawet 20–30 proc. ogółu grających.