Dariusz Topolewski, prezes i akcjonariusz Oponeo.pl, pierwsze poważne pieniądze zarobił jako student na Wydziale Mechanicznym Akademii Techniczno-Rolniczej w Bydgoszczy. – Wakacje spędzałem w Niemczech, pracując fizycznie w koncernie produkującym konstrukcje zbrojone. Praca nie należała do najlżejszych – wspomina Topolewski. I dodaje, że swoją dzisiejszą pozycję zawdzięcza mądrym decyzjom, podjętym po powrocie z „Reichu”. – Z Arkadiuszem Kocembą i Ryszardem Zawieruszyńskim w odpowiednim momencie powiedzieliśmy dość noszeniu worków. Zarobione marki zainwestowaliśmy w rozkręcenie własnego biznesu – mówi Topolewski.
[srodtytul]Skromne poczàtki[/srodtytul]
– Zaczynaliśmy od niewielkiego pokoju, w którym prowadziliśmy sklep komputerowy. Oprogramowanie i sprzęt szły jak woda – uśmiecha się Topolewski. Raczkujący biznesmeni postanowili iść za ciosem i wejść w biznes internetowy. – Kiedy w 1998 r. uruchamialiśmy nasz pierwszy serwis, polski Internet dopiero kiełkował.
Mimo to zdecydowaliśmy się wykupić dziesiątki branżowych domen internetowych. Jako że wszyscy mamy wykształcenie techniczne, postawiliśmy na serwisy o takim profilu – wspomina. W 1999 r. powołano spółkę Citynet. W tym samym roku powstały serwisy takie jak tworzywa.com.pl, narzędzia.com.pl czy opony.com.pl. – Pod koniec 2000 r. mieliśmy już 20 serwisów. Zarabialiśmy głównie na reklamach – mówi prezes. Co uchroniło Citynet przed losem wielu dotcomów, które zniknęły po pęknięciu bańki internetowej? – Chcę wierzyć, że nasz produkt był wyjątkowy. Mieliśmy również dużo szczęścia – mówi Topolewski.
Strzałem w dziesiątkę okazało się otwarcie w 2002 r. internetowego sklepu z oponami. – Przekonali nas do tego internauci – wspomina Topolewski. Początkowo oferta sklepu była w 100 proc. wirtualna. – Nie mieliśmy magazynu ani żadnych opon na stanie. Po otrzymaniu zamówienia braliśmy towar od zaprzyjaźnionych hurtowni. Byliśmy pośrednikiem – wyjaśnia prezes Oponeo.pl. Szybko okazało się, że ten model jest mocno niedoskonały. – Biznes sprzedaży opon ma charakter sezonowy. Jesienią i wiosną hurtownie mają mnóstwo pracy i w pierwszej kolejności obsługują klientów, a nie pośredników. Postawiliśmy na budowę własnej bazy logistycznej – wspomina Topolewski. Równocześnie rozbudowywano zaplecze informatyczne i zdobywano kontakty u dostawców.