Do tej pory zwiększyliśmy go do 96 tys. ha. Robiliśmy to nie poprzez akwizycje, ale przez wzrost organiczny, tzn. podpisywaliśmy umowy najmu z właścicielami gruntów i nie płaciliśmy za nie. Uważamy, że najważniejsze jest skoncentrowanie się na poprawie efektywności, czyli przychodów i zysków z jednego hektara. Ale nasza strategia nie zmienia się i do końca 2016 r. chcemy mieć 200 tys. ha. Będziemy przyglądać się sytuacji na rynku, aby wybrać odpowiedni moment do zwiększenia areału.
Potrafimy w krótkim czasie poprawiać nasze wyniki i widać to było w poprzednich latach. Biorąc pod uwagę wahliwość cen surowców rolnych, najważniejsze jest dla nas zwiększenie urodzajności i wskaźników takich jak ROA i ROE. Chcielibyśmy, aby były one na poziomach z 2011 r. (odpowiednio 22 i 38 proc.).
Czy osiągnięta w I półroczu efektywność z hektara to docelowy poziom?
Nie jesteśmy z niej całkowicie zadowoleni (2,9 t/ha dla pszenicy, 2,1 dla rzepaku i 2,4 dla jęczmienia – red.). To wprawdzie znacząco lepszy wynik niż w zeszłym roku, ale widzimy jeszcze duży potencjał wzrostu, np. pszenicy i jęczmienia do 4 t/ha, a jeśli chodzi o rzepak, można zwiększyć efektywność wobec tego roku o 10–15 proc.
Jak chcecie zwiększyć wydajność?
Chcemy to zrobić, dokładniej opiekując się uprawami, stosując nawozy mikroelementowe zawierające np. bor. Oprócz nawadniania współpracujemy z firmą, która monitoruje nasze uprawy, i zarządzamy swoimi siewnikami za pomocą systemu GPS. W kolejnych latach nadal zamierzamy koncentrować się na trzech uprawach. Ale dzięki wysokiej urodzajności kukurydzy na zraszanych areałach będzie ona czwartym głównym segmentem pomimo niewielkiej liczby hektarów na nią przeznaczonych. Aby zmniejszyć wpływ pogody na wyniki i plony (np. suszy w 2012 r.), zaczęliśmy rozwój nawadniania, zwłaszcza na Krymie, gdzie infrastruktura jest bardzo dobra. W tym roku nawadniamy 1,5 tys. ha areału kukurydzy, gdzie osiąga się wysoką wydajność ok. 12 t/ha.