– Aktualnie nie są prowadzone ani prace legislacyjne, ani koncepcyjne, których efektem byłaby zmiana zasad uczestnictwa wytwórców OZE w systemie aukcyjnym polegająca na powrocie do pomysłu koszyków technologicznych dla poszczególnych kategorii i rodzajów odnawialnych źródeł – poinformowały nas służby prasowe resortu energii.
Przypomnijmy, że z końcem 2015 r. weszła w życie tzw. mała nowelizacja ustawy o OZE odraczająca o sześć miesięcy wejście w życie zasadniczych przepisów dokumentu mówiących o wprowadzeniu nowego, aukcyjnego systemu wsparcia w miejsce zielonych certyfikatów. Jak uzasadnia resort, intencją było przeprowadzenie dodatkowej oceny skutków regulacji i wprowadzenie mechanizmów umożliwiających uniknięcie upadłości obecnie funkcjonujących biogazowni rolniczych oraz ich dalszy rozwój. Chodzi też o przygotowanie regulacji w zakresie zasad lokalizacji elektrowni wiatrowych na lądzie (jeszcze w poprzedniej kadencji parlamentu pojawił się projekt mówiący o ich budowaniu w odległości co najmniej 3 km od zabudowań mieszkalnych), a także dokończenie inwestycji, które z przyczyn niezależnych od inwestorów nie mogły zostać zakończone do końca grudnia ub.r.
Z naszych informacji wynika, że ten ostatni problem nie dotyczy dużych przedsiębiorstw, aktywnie prowadzących inwestycje w OZE w końcówce 2015 r., czyli PGE i Polenergii. Obie firmy twierdzą, że przesunięcie systemu aukcyjnego nie wpłynie na ich plany.
Jednak zdaniem ekspertów niemożliwe jest wspieranie pewnych technologii OZE kosztem innych bez wprowadzania koszyków technologicznych. – Jeśli ze strony rządowej słychać zapewnienia o konieczności zrównania szans rozwoju czy wsparcia dla biogazu ze strony Ministerstwa Energii czy zgłaszane przez inne resorty postulaty wsparcia energetyki geotermalnej czy wodnej, to w systemie aukcyjnym nie da się tego osiągnąć inaczej niż przez wprowadzanie koszyków. Drugim możliwym sposobem jest przesunięcie do systemu aukcyjnego tylko tych technologii, które są dojrzałe rynkowo, a zatrzymanie pozostałych w obecnym systemie zielonych certyfikatów – twierdzi Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.