– W zeszłym roku przekonywał pan, że wraz z ozusowaniem umów cywilnoprawnych przyjdzie największa od lat zmiana, wręcz rewolucja w dziedzinie jednorazowego podnoszenia kosztów pracy. Udało się przekonać klientów do zaakceptowania wyższych stawek i podzielenia się podatkowymi obciążeniami z usługodawcami takimi jak Impel?
Wiedziałem, że sprawa jest poważna, więc wyjątkowo starannie przygotowaliśmy się w firmie do renegocjacji umów z naszymi biznesowymi partnerami. Praktycznie cały 2015 rok poświęciliśmy na dotarcie do klientów z przekazem o kosztowych konsekwencjach zmian. Menedżerowie Impelu renegocjacje umów traktowali jako misję strategiczną, kadrę zachęcaliśmy do maksymalnego zaangażowania.
Z jakim rezultatem?
Do końca 2015 roku udało się renegocjować z wyższymi stawkami 85 proc umów. Części naszych ofert rynek jednak nie przyjął. Propozycje podwyżek odrzucali raczej średni i mniejsi klienci. Ich postawa, przyznam, nieco mnie zaskoczyła. Dotyczy to przede wszystkim instytucji publicznych: zleceniodawcy decydowali się wypowiedzieć nam umowy i szukać innych, tańszych dostawców usług, godząc się na warunki z pogranicza szarej strefy i ewidentne, łamiące standardy, praktyki „optymalizacyjne".
Ozusowanie miało przecież cywilizować branżę. Poprzedziły je zmiany sprzyjające przedsiębiorcom, m.in. korekta ustawy o zamówieniach publicznych.