Koniunktura na rynku pierwotnym nie rozpieszcza inwestorów z warszawskiego parkietu. Nowe oferty publiczne rzadziej dochodzą do skutku. W tym roku było ich do tej pory zaledwie siedem, podczas gdy w całym ubiegłym roku 20 firm przeprowadziło IPO. Łącznie wartość wszystkich tegorocznych ofert wyniosła 467 mln zł w porównaniu z prawie 2 mld zł w poprzednim roku. Spółki zainteresowane pozyskaniem gotówki z giełdy, w reakcji na niekorzystną sytuację rynkową, odwołują oferty lub odsuwają je na bliżej nieokreśloną przyszłość. W Komisji Nadzoru Finansowego jest teraz 26 prospektów emisyjnych nowych spółek, w tym nad 19 postępowania są zawieszone.
Łatwiej zarobić, niż stracić
Niepewna sytuacja na rynku akcji nie powinna martwić inwestorów zainteresowanych ofertami pierwotnymi. Wprawdzie jest ich znacząco mniej niż w okresach sprzyjającej koniunktury, jednak zweryfikowana przez rynek jakość firm wchodzących na giełdę daje większą szansę na zyski z takiej inwestycji. – Obecna trudna sytuacja rynkowa osłabia pozycję potencjalnych debiutantów. Inwestorzy instytucjonalni, którzy decydują o wysokości ceny emisyjnej, są wybredni, często wolą się wstrzymać z wydawaniem pieniędzy, a jeśli zgłaszają popyt, to na niskim poziomie cenowym. Dlatego tez ryzyko przepłacenia uczestników debiutu jest niewielkie. Niestety, nie oznacza to automatycznie gwarancji zysku – ocenia Seweryn Masalski, zarządzający w MM Prime TFI.
Szanse na zarobek rosną pod warunkiem, że nie pozbędziemy się ich walorów tuż po debiucie. Takie wnioski można wysnuć, oceniając notowania akcji firm, które zadebiutowały na warszawskiej giełdzie od początku 2015 r., a więc w okresie, gdy giełdowa koniunktura nie sprzyjała zwyżkom cen. Indeks WIG w ciągu półtora roku spadł bowiem o prawie 13 proc. W tym okresie zadebiutowało 27 spółek, przeprowadzając ofertę sprzedaży akcji. Pocieszeniem jednak może być fakt, że papiery większości debiutantów są obecnie więcej warte niż w czasie IPO. Co więcej, wypracowane w tym czasie dwucyfrowe zyski wcale nie należały do rzadkości, choć w większości przypadków od debiutu minęło kilka lub kilkanaście miesięcy.
Najbardziej zyskowną inwestycją okazały się akcje Auto Partnera, działającego na rosnącym rynku dystrybucji części zamiennych do samochodów. Warto przypomnieć, że spółka zadebiutowała na warszawskim parkiecie zaledwie na początku czerwca tego roku, a od pierwszej sesji jej walory cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem inwestorów. Od debiutu dały już zarobić ich posiadaczom blisko 60 proc. Niewiele mniej inwestorom przyniosły również walory ubiegłorocznego debiutanta Enter Air, największej czarterowej linii lotniczej w Polsce, której notowania w siedem miesięcy od debiutu podskoczyły o 53 proc. W nieco ponad rok od debiutu wysokie, ponad 40-proc. stopy zwrotu przyniosły inwestycje w walory Wirtualnej Polski i producenta felg UniWheels. Jednocześnie nie zabrakło spektakularnych porażek, które powinny dać do myślenia kupującym akcje w IPO. Spośród ubiegłorocznych i tegorocznych debiutantów najbardziej potaniały papiery InPostu, tracąc na wartości aż 65 proc. w niecały rok od dnia pierwszego notowania.
Lepsza jakość ofert
Analitycy przyznają, że panująca na parkiecie słaba koniunktura odcisnęła swoje piętno na rynku pierwotnym. Debiutów jest przez to mniej, ale na rynku pojawiają się lepsze jakościowo spółki. – Inwestorzy każdą złotówkę oglądają dwa razy, zanim zainwestują ją w debiutanta. Oznacza to, że spółki o wątpliwej historii czy słabych fundamentach nie mają łatwej drogi na giełdę, a z pewnością nie po wysokich wycenach. Same wyceny obniżyły się bowiem dla wszystkich, a od debiutantów żąda się dodatkowego dyskonta z uwagi na większe ryzyko. Wpływa to na ich niezłe późniejsze zachowanie na rynku wtórnym i co do zasady oznacza, że w obecnym środowisku zdecydowanie bardziej opłaca się trzymać akcje debiutantów, niż sprzedać je na pierwszej sesji, co było modne kilka lat temu – uważa Łukasz Bugaj, analityk DM BOŚ.