Prowizja od transakcji zawieranych na rynkach zagranicznych w DM BOŚ wynosi 0,29 proc. U innych brokerów sięga 0,5 proc. albo nawet 0,7 proc. Dlaczego u was jest tak niska?
Prowizja jest wypadkową oczekiwań rynkowych, tego, co robi konkurencja, naszych własnych kosztów i kalkulacji całej usługi. Na rynku faktycznie można znaleźć wyższe prowizje niż u nas, ale są też niższe. Jeden z dużych domów maklerskich prowadzi teraz promocję, w ramach której jest to mniej. Z kolei inny broker pobiera stawkę zbliżoną do naszej.
Konkurowanie ceną w ramach dostępu do rynku polskiego doprowadziło do takiego spadku prowizji, że domy maklerskie są stratne z podstawowej działalności. W przypadku rynków zagranicznych będzie podobnie?
Przy obecnym poziomie prowizji obowiązujących dla transakcji na rynkach zagranicznych jesteśmy w stanie pokryć koszty związane ze świadczeniem tej usługi i generować pewną nadwyżkę finansową. Dostęp do rynków zagranicznych oferuje na razie wąski krąg podmiotów, dlatego wojna cenowa nam nie grozi, choć z ryzykiem jej wystąpienia zawsze trzeba się liczyć. Konkurowanie ceną to, niestety, immanentna cecha rynku finansowego. To dość prymitywna forma konkurencji, przed która broniliśmy się w przypadku rynku kasowego. Zostaliśmy jednak w nią wciągnięci. Dopóki możemy, chcemy się wyróżniać przede wszystkim jakością, poziom prowizji jest kwestią wtórną.
Do jakich rynków zagranicznych oferujecie teraz dostęp?