Niewykluczone, że ucieczka przed nowym podatkiem już się zaczęła. Kilka spółek raportowało w ostatnich dniach transakcje sprzedaży akcji opiewające na miliony złotych. Tak było np. w przypadku CD Projektu. Jeden z akcjonariuszy sprzedał akcje warte 10,5 mln zł. Trudno powiedzieć, ile na nich zarobił, ale przed podatkiem mógł uratować kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Podatek w uproszczeniu działa tak, że jeśli na przykład ktoś kupił akcje za 1 mln zł, a sprzeda je po kilku latach powiedzmy za 4 mln zł, w obecnym stanie prawnym płaci 19 proc. od dochodu, czyli od 3 mln zł. Podatek to 570 tys. zł. Po wprowadzeniu daniny solidarnościowej zapłaci 19 proc. od 1 mln zł zysku i 23 proc. od nadwyżki ponad ten milion, czyli od pozostałych 2 mln zł. W sumie da to 650 tys. zł.
Podatek wymaga zmian
– Podatek giełdowy wprowadzał przed laty Marek Belka, który poszukiwał wtedy pieniędzy na załatanie w dużej części wirtualnej dziury Bauca. Podatek został do dziś – przypomina Jacek Socha, były szef Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (poprzednika Komisji Nadzoru Finansowego). Zwraca uwagę, że danina solidarnościowa również pojawiła się, gdy rząd zaczął pilnie poszukiwać pieniędzy. Tym razem na spełnienie postulatów osób niepełnosprawnych. – To pokazuje, jak się stanowi prawo w Polsce. Szybko, bez przemyślenia, bez patrzenia na skutki, nakłada się doraźnie nowe podatki, bo okazuje się, że na coś brakuje pieniędzy – mówi Jacek Socha.
Jego zdaniem te same pieniądze można znaleźć w systemie podatkowym, naprawiając go. – Łatwiej jednak wprowadza się u nas zmiany, które psują dobrze działające mechanizmy, utrudniają ludziom życie, niż takie, które ułatwiają to życie, naprawiają to, co funkcjonuje źle – rozkłada ręce były szef rynkowego nadzoru.