Marek Chrzanowski w rozmowie z PAP poinformował, że składa dymisję z pełnionej przez siebie funkcji przewodniczącego KNF. Dodał, że czyni to „z odpowiedzialności za sprawne funkcjonowanie nadzoru nad rynkiem finansowym i konieczność wnikliwego wyjaśnienia sprawy dla dobra państwa".
A sprawa jest poważna. Jak ujawniła „Gazeta Wyborcza", Leszek Czarnecki przeprowadził pod koniec marca rozmowę z Chrzanowskim, którą nagrał. Nie wiadomo, co było motywem, ale głównemu akcjonariuszowi Getin Noble Banku i Idei Banku musiało na tym mocno zależeć, bo wziął ze sobą trzy urządzenia nagrywające (ostatecznie zadziałało jedno). Rozmowa dotyczyła właśnie kontrolowanych przez Czarneckiego banków, które mają kłopoty kapitałowe i ostatnio notowały straty. „GW" sugeruje, że Chrzanowski miał wskazywać Czarneckiemu na możliwe problemy dotyczące kluczowych decyzji dla jego banków – mogło chodzić o zatwierdzenie planów ochrony kapitału i naprawy. Problemy miały pojawiać się ze strony Bankowego Funduszu Gwarancyjnego i Ministerstwa Finansów. W zamian za przychylność KNF i NBP, która przeżywającym trudności i rozważającym połączenie bankom na pewno by się przydała, Chrzanowski miał zażądać od Czarneckiego zatrudnienie wskazanego przez siebie radcy prawnego i wynagradzać go kwotą 1 proc. od ówczesnej kapitalizacji Getin Noble Banku, czyli łącznie dałoby to 40 mln zł przez trzy lata. O sprawie napisał także „Financial Times".
Z relacji Czarneckiego wynikało, że wspomniany 1 proc. nie został wypowiedziany, ale miał zostać zapisany na kartce podsuniętej mu przez byłego już przewodniczącego KNF. – Zrozumiałem to jako wynagrodzenie, którego oczekiwał. Dokładnie to miał na myśli. Byłem zaszokowany – relacjonował Czarnecki w rozmowie z „FT". Zastrzega, że nie kontaktował się z prawnikiem, którego rekomendował Chrzanowski, ani nie zapłacił mu żadnego wynagrodzenia.
KNF w opublikowanym we wtorek rano oświadczeniu odpierała zarzuty. Odczytywała opisane w artykule działania Czarneckiego jako próbę wywierania wpływu na komisję poprzez szantaż, o czym miał świadczyć brak niezwłocznego powiadomienia prokuratury przez Czarneckiego w marcu, do czego był zobowiązany w razie uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa przez przewodniczącego KNF.