„Gdyby prezydent USA ten fakt dostrzegł, z pewnością wyraziłby swoje niezadowolenie z takiego stanu rzeczy na Twitterze, z właściwą sobie ekspresją, prawdopodobnie po raz kolejny kierując ostrze krytyki na szefa Fedu Jerome'a Powella, za prowadzoną przez niego politykę pieniężną, szkodzącą – jego zdaniem – amerykańskiej gospodarce. Pomijając niestosowność tego typu „wycieczek" prezydenta wobec niezależnego banku centralnego, to jednak właśnie polityka pieniężna jest głównym powodem licznych anomalii obserwowanych na światowym rynku długu. Trudno bowiem inaczej określić sytuację, w której rentowność obligacji trzech krajów o tak zróżnicowanej kondycji gospodarczej i wiarygodności kredytowej jest niemal identyczna, z lekką przewagą Grecji" – napisał w komentarzu Roman Przasnyski, analityk rynków finansowych.
Greckie obligacje cieszą się popytem wśród inwestorów, mimo że Grecja ma tzw. śmieciowe ratingi kredytowe i gigantyczny dług publiczny, który nawet eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego uznają za niespłacalny. W ub.r. dług ten sięgał 181 proc. PKB, choć kilka lat temu Grecja dwukrotnie przeszła restrukturyzację części zadłużenia. Inwestorów cieszy jednak to, że niedawno powstał w Atenach nowy, prawicowy rząd o probiznesowym podejściu, a kraj wyszedł w zeszłym roku z programu pomocowego UE i MFW. Doceniają też to, że Grecja od trzech lat wypracowuje nadwyżki fiskalne i powróciła do wzrostu gospodarczego. Prognozy MFW mówią, że jej PKB wzrośnie w tym roku o 2,4 proc.
Rentowności obligacji spadały w ostatnich miesiącach w całej strefie euro, a trend ten wpływał również na rynek polskich papierów. Jeszcze na początku maja rentowność polskich dziesięciolatek przekraczała 3 proc. Po tym jak Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego, zaczął wysyłać sygnały o luzowaniu, zaczęła szybko spadać i obecnie jest bliska dołkowi z 2015 r.
Na tym samym trendzie korzystają też greckie papiery. Dla porównania rok temu rentowność greckich obligacji dziesięcioletnich wynosiła około 4 proc., w lipcu 2017 r. 6 proc., w lipcu 2015 r. 19 proc., a w styczniu 2012 r. aż 42 proc.