Płynność na warszawskiej giełdzie od dłuższego czasu jest sporym problemem. To, co jednak dzieje się na naszym rynku w ostatnich dniach, jest zaskoczeniem nawet dla największych pesymistów.
Nieszczęścia chodzą parami
Na giełdzie zdarzały się lepsze i gorsze okresy, ale tak słabych sesji, jak ostatnio, już dawno nie było. W październiku średnie dzienne obroty na GPW wynoszą zaledwie 661,2 mln zł (stan na 15 października). Jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, czeka nas pod tym względem najgorszy miesiąc od maja 2016 r. Aby oddać powagę sytuacji, dodajmy, że w ciągu ostatnich ośmiu sesji (statystyka ta nie uwzględnia środowych notowań) obroty na GPW ani razu nie przekroczyły 700 mln zł.
– Problemy płynnościowe na GPW obserwowane w ostatnim okresie są spowodowane przez negatywne czynniki fundamentalne i strukturalne. Strukturalne to niestety wciąż odpływy z funduszy akcji polskich, ponad 3 miliardy w ciągu trzech kwartałów, oraz negatywny efekt suwaka OFE, który zwiększył się po zmianach w systemie emerytalnym, w tym obniżeniu wieku emerytalnego. Od strony fundamentalnej mamy niepewność niesprzyjającą aktywności inwestorów, sektor bankowy i wyrok TSUE w kwestii kredytów hipotecznych we frankach oraz wybory i związaną z tym niepewność co do planów gospodarczych nowego rządu. Handel jest „wybiórczy" i mamy do czynienia ze zmniejszoną aktywnością zarówno po stronie lokalnych, jak i zagranicznych inwestorów – mówi Bartosz Świdziński, członek zarządu Erste Securities.
Na podobne czynniki wskazuje Emil Łobodziński, doradca inwestycyjny w DM PKO BP. – Z jednej strony mamy brak napływów do funduszy akcji. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę stopy zwrotu za ostatnie miesiące, zainteresowanie wśród inwestorów indywidualnych nieco przygasło. Po trzecie, cały czas utrzymuje się słabsza postawa rynków wschodzących, a tym samym także krajowego rynku w porównaniu z rynkami rozwiniętymi. Do tego doszła rewizja (zmniejszenie) udziału Polski w indeksie MSCI. Wreszcie pomimo niskich wycen krajowe spółki często mają kłopot z pokazywaniem wzrostu zysków ze względu na presję kosztów po stronie wynagrodzeń – wylicza przedstawiciel DM PKO BP.