W ostatnim czasie dokonanych zostało wiele zmian legislacyjnych obniżających możliwości rozwoju i konkurencyjność polskiego rynku kapitałowego. Ale do historii przejdą najprawdopodobniej najnowsze pomysły, gdyż w sposób symboliczny kończą pewną epokę i rozpoczynają nową.
Ubiegły tydzień przyniósł ciekawe koncepcje legislacyjne dotyczące nadzoru nad rynkiem kapitałowym. Pojawiło się tam kilka wątków (m.in. zmiana systemu finansowania KNF, przeznaczenie wpływów z kar na fundusz celowy, dematerializacja obligacji niepublicznych), ale skoncentruję się na najważniejszym, tj. na rozszerzeniu kompozycji KNF m.in. o przedstawicieli premiera i ministra koordynatora służb specjalnych. Uważny obserwator musi zadać sobie pytanie, po co takie zmiany są wprowadzane.
W zależności od doświadczeń takiego obserwatora odpowiedzi pojawią się różne. Jedni uznają uzasadnienie, że zmiany mają na celu zapewnienie lepszej koordynacji polityki państwa wobec rynku finansowego oraz wcześniejszą identyfikację związanych z jego funkcjonowaniem zagrożeń. Że rzeczywiście wybuchające od czasu do czasu afery wymagają szerszego składu Komisji. Że bez tego nie da się efektywnie nadzorować rynku i że jest to naturalna odpowiedź regulacyjno-nadzorcza na działalność naruszającą przepisy.
Drudzy uznają, że chodzi po prostu o dalsze rozmycie odpowiedzialności. Wiadomo bowiem, że im więcej osób podejmuje daną decyzję, tym trudniej znaleźć winnego. Niestety jednak, jednocześnie dojść musi także do rozmycia kompetencji. Jedynymi osobami zajmującymi się na co dzień nadzorem nad rynkiem finansowym są przewodniczący i jego zastępcy, czyli troje obecnie spośród ośmiu, a po zmianach spośród 11 osób. Natomiast pozostali członkowie komisji jako przedstawiciele różnych instytucji, z definicji nie zajmują się bieżącą praktyką nadzorczą, ale równocześnie uczestniczą w podejmowaniu najważniejszych dla rynku decyzji.
Trzeci wreszcie zastanowią się, dlaczego skład Komisji ma być rozszerzony akurat o takie osoby? Po co jest tam potrzebny przedstawiciel premiera. Premier ma przecież już obecnie potężny wpływ strukturalny na KNF, bo powołuje jej kierownictwo, a jednocześnie od zawsze organ – w ramach swojej bieżącej działalności – miał być traktowany jako apolityczny. Drugie pytanie, które może się pojawić, brzmi: Po co jest przedstawiciel służb specjalnych w składzie komisji? Taka zmiana miałaby sens tylko wówczas, jeśli w przeszłości w przypadku tych ostatnich nadużyć służby specjalne lub premier wiedzieliby o czymś i nie mogliby poinformować o tym Komisji, względnie gdyby Komisja wiedziała o czymś, ale nie miała możliwości powiadomienia służb lub premiera. Wydaje się mało prawdopodobne, abyśmy kiedykolwiek mieli do czynienia z informacjami, których nie można było przekazać w zwykłym trybie, tylko wymagałoby to stałego uczestnictwa w składzie Komisji. Przecież „normalna" wymiana informacji od lat funkcjonuje i nie wymaga rozszerzania tego gremium.