Polska ciągle ma przed sobą krok w świat technologii 5G. Inni już zbierają doświadczenia. Najdalej na drodze ku gigabitom transmisji, a także ku zaprzęgnięciu sieci piątej generacji w służbę przemysłu 4.0 jest Korea Południowa.
Kilkumiesięczne doświadczenia koreańskich operatorów pokazują, że na rynku konsumenckim nowy fajny smartfon oraz obietnice dotyczące większych prędkości i mniejszych opóźnień to zbyt mało, by utrzymać w średnim terminie szybki wzrost liczby użytkowników sieci 5G.
Na początku listopada – według danych koreańskiego Ministerstwa Nauki i ICT – liczba klientów sieci piątej generacji przekroczyła w kraju 4 mln. Biorąc pod uwagę, że sprzedaż usług zaczęto ledwie siedem miesięcy wcześniej, to całkiem niezły wynik. Jednak po rekordowym wzroście o 850 tys. użytkowników w sierpniu jesień przyniosła wyraźne spowolnienie w pozyskaniach klientów usług nowej generacji. Doszło do tego mimo, że na rynku pojawił się pierwszy smartfon 5G ze średniej półki, a operatorzy nadal utrzymują wysokie dotacje do droższych telefonów, które od kwietnia kupowali najwięksi wielbiciele nowych technologii i nowych telefonów.
Koreańskie rozczarowanie 5G zaczęło się stosunkowo wcześnie. Już w maju pojawiły się opinie konsumentów, że zasięg sieci jest stosunkowo niewielki i co ważniejsze „dziurawy", a prędkości transmisji danych niższe od oczekiwanych. Te oczekiwania przez miesiące kształtowali i operatorzy, i dostawcy, zapowiadając gigabitowe przepływności w sieci nowej generacji. Operatorom nie pozostało nic innego, jak zacząć poprawki, czyli zagęszczać sieć i poprawiać ustawienia już zainstalowanych anten.
Co istotne, w chwili startu koreańskie sieci 5G miały więcej stacji bazowych 5G niż nasi operatorzy wszystkich stacji działających w technologiach 2G, 3G i 4G. Od tego czasu liczba nadajników nowej generacji w Korei podwoiła się i obecnie jest ich ok. 100 tys.