Przeanalizowałem pomysł zakupu akcji naszego paliwowego giganta bardzo szczegółowo. Wszedłem na stronę, obejrzałem kilka wygładzonych filmików. Z całego materiału aż bije „misją" edukacyjną i ma się wrażenie, że za pieniądze publicznej spółki stworzono coś, co ma zachęcać do inwestowania bardziej niż zapisy uchwalonej niedawno strategii.
Jeśli dodać do tego, że przez kilkanaście miesięcy trwania programu inwestorzy mogli sprawdzić na własnej skórze, ile da się stracić na akcjach państwowego championa, trzeba przyznać, że pomysł wyedukowania choćby małej grupy gości stacji benzynowych, daje do myślenia.
Trochę jestem zawiedziony częścią podatkową prezentacji na stronie „Orlen w portfelu". Upraszcza ona tak wiele, że mimo przyjemnego głosu panów omawiających materiały, lekko wzrosło mi ciśnienie. No bo jak można mówić ciurkiem o podatku od zysków kapitałowych, mieszając podatek zryczałtowany od dywidendy z podatkiem liniowym od dochodu ze sprzedaży akcji? A potem powiedzieć, że i tak wszystko policzy wam jakiś księgowy?
Jeśli do tego dodać, że cała pogadanka o podatkach i prawach akcjonariusza trwa niecałe osiem minut, to przyznam, że materiał jest mało obiektywny i zachęca do inwestowania zbyt delikatnie.
Żeby nie być gołosłownym powiem, że główną przewagą inwestycji w akcje firmy, która daje zniżki na paliwo, jest korzyść podatkowa. Można z powodzeniem założyć, że fiskus nie zdecyduje się na opodatkowanie rabatu na benzynę i olej napędowy, nawet jeśli jest on przypisany do akcji uprzywilejowanych w sposób pomijany przez kodeks spółek handlowych. Poza tym fiskus na pewno nie będzie przyglądał się krytycznie bonusowi przyznanemu przez „herbową" spółkę „narodową", bo jeszcze stwierdzi coś, co pomysł zrujnuje medialnie.