W minionym miesiącu na rynek dotarło tsunami raportów kwartalnych amerykańskich spółek.
Banki centralne i rządy nadal pompowały potężne ilości pieniądza w gospodarkę. Poza tym decyzje podejmowały Fed i EBC. W Japonii bank centralny nie bawił się już w ograniczanie „druku" jenów – postanowił kupować bez ograniczeń aktywa z rynku. Wyniki posiedzenia FOMC były zgodne z oczekiwaniami – nic w polityce Fed się nie zmienia. Jerome Powell, szef Fedu, powiedział, że Fed zrobi wszystko, co będzie potrzebne, żeby pomóc gospodarce (powtórzona fraza). Powiedział też, że gospodarka potrzebuje większego wspomagania fiskalnego (od rządu). Ostrzegł, że konsekwencje zamrożenia gospodarki będą odczuwane przez nią „przez jeden rok lub dłużej". Praktycznie wykluczył ożywienie w realnej gospodarce w kształcie litery V. Bardzo to ostrzeżenie kontrastowało z urzędowym optymizmem: Steven Mnuchin, sekretarz skarbu, powiedział, że gospodarka zacznie się otwierać w maju i czerwcu oraz odnotuje potężne odbicie w trzecim I czwartym kwartale. Urzędowy optymizm panuje nie tylko w USA. Wszystkie rządy mówią o potężnym odbiciu w 2021 r. Podobnie prognozuje MFW. Wszyscy zapominają o możliwości wznowy pandemii jesienią lub zimą...
Jeśli chodzi o wyniki spółek amerykańskich to, po pierwsze, firmy nadal uprawiają metodę znaną od lat: słabe prognozy nieco lepsze wyniki. Po drugie, znakomite wyniki miały spółek żyjące z Internetu (Facebook, Google) i chmury danych (Microsoft), co pomagało całemu rynkowi. Po trzecie, w olbrzymiej większości prognozy zastąpione są przez zdanie: prognoz nie stawiamy, bo przyszłość jest zbyt niepewna. Rodzi to obawy o „przestrzelenie inwestycji".
Dużo mówiło się o historycznym wydarzeniu, którym był spadek kontraktu majowego na ropę do wartości minusowych (nawet minus 40 USD). Wyglądało to tak jakby spanikowani gracze obawiających się fizycznych dostaw surowca, którego nie mają gdzie przechować (magazyny są pełne lub zarezerwowane, podobnie destylarnie i tankowce) zaczęli płacić za to, że ktoś weźmie na siebie odbiór surowca. Podkreślić należy, że dotyczyło to dnia tuż przed wygasaniem majowych kontraktów. Chodziło o tych graczy, którzy zagapili się i nie przeszli na serię czerwcową, w której cena baryłki była większa niż 20 USD. Być może zresztą firmy brokerskie wyrzucały kontrakty tych graczy, którzy nie dopłacili do depozytu zleceniem PKC (po każdej cenie). Handel „papierową" ropą jest kilkadziesiąt razy większy niż tą „fizyczną", czyli transakcjami między producentami ropy i jej użytkownikami. Od mniej więcej 20+ lat na rynku są realny popyt i podaż, ale w środku są rynki finansowe i one dyktują cenę. Już na przełomie kwietnia i maja cena baryłki szybko rosła podążając w kierunku 20 USD.
Na froncie walki z pandemią dużo mówiło się o eksperymentalnym leku remdesivir produkowanym przez amerykańską firmę Gilead Sciences. Badanie tego leku sugeruje, że leczeni nim pacjenci będą zdrowieli szybciej niż pozbawieni dostępu do niego (zamiast 15 dni ma to być dni 11). Dyrektor Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych w USA Anthony Fauci stwierdził, że to jest dobra wiadomość. Nawiasem mówiąc powiedział też, że druga fala epidemii koronawirusa jest nieuchronna. Być może widać było jakiś wpływ tej informacji, ale akcje Gilead zyskały od dołka około 50 proc., czyli podobnie jak inne akcje. Widać było, że Wall Street jest bardzo sceptyczna.