Dwadzieścia jeden lat temu wyżsi oficerowie chińskiej armii opublikowali rozprawę o nieograniczonej wojnie (prędko zauważoną na całym świecie, w tym w październiku 2012 r. przywołaną także w „Gazecie Giełdy Parkiet" przez Huberta Kozieła), wskazując, że państwa słabsze niż Stany Zjednoczone mogą z nimi walczyć jakkolwiek, przecież ograniczenia (cokolwiek byśmy pod tym pojęciem rozumieli) nakładamy sami na siebie, przede wszystkim mentalnie – we własnej świadomości, myśląc sobą o sobie. W połowie 2018 r. Yuval Noah Harari w 21 lekcjach na XXI wiek zapytał podobnie: czego odnośnie do przyszłych zmian możemy się nauczyć z przeszłości? I co powinniśmy robić lub o czym myśleć dzisiaj?

Niewielu oczekuje czegoś, co nie jest oczekiwane, a dzięki czemu bylibyśmy w stanie co najmniej względnie rozsądnie zareagować, kiedy już taki nieoczekiwany czarny łabędź nadleci. Druzgocące dla rynku kapitałowego jest ustawiczne lekceważenie lawinowo potęgujących się wokół zagrożeń. Nikt nie chce, a może nie potrafi, ich wyprzedzać. W żaden sposób na rynkach wschodzących nie zapobiegamy postępującemu odpływowi kapitałów, a obecnie na światowych rynkach rozwijających się mamy do czynienia z ucieczką inwestycji transgranicznych na poziomie 40 proc. produktu krajowego brutto, i to w ciągu zaledwie dziesięciu tygodni. 12 lat temu podczas kryzysu jedynie finansowego było to zaledwie 25 proc. w dłuższym horyzoncie kilkunastu tygodni.

Dzisiaj jesteśmy także w obliczu niepokojów społecznych i niebezpieczeństwa kolejnych wojen, przy zatrważającej nieporadności polityków. Świat przyspiesza, ludzie coraz bardziej boją się przyszłości, szukają bezpiecznych przystani. Czy dobrą tendencją jest inwestowanie na giełdzie przez ludzi dotąd w ogóle nieinwestujących (bo akcje są wyjątkowo tanie)?

Pamiętamy krach na naszej giełdzie po prywatyzacji Banku Śląskiego i ludzkie tragedie (dotknęły one głównie tych, którzy zainwestowali, bo akcje były wciąż tanie). Tymczasem obecnie nikt nie dba o zainteresowanie rynkiem kapitałowym świetnych polskich przedsiębiorców, o przyciągnięcie na warszawską giełdę emitentów bardzo często już rynkowo dojrzałych, świadomych meandrów gry giełdowej, chociaż obawiających się nadmiernie zbiurokratyzowanych i pogmatwanych procedur, a wielu bezrefleksyjnie się cieszy, że przyrasta liczba drobnych, chociaż przypadkowych, inwestorów. Nic to, że chaotycznie i bez udziału decydentów.

Według Abrahama Lincolna polityk jest odpowiedzialny za statek, nie za fale. Wpływ człowieka na bieg zdarzeń jest ograniczony i tylko w części uwarunkowany naszymi działaniami. Jednak przy szalejącym sztormie potrzebny jest doświadczony i pewny kapitan, jeśli nie chcemy rzeczywiście znaleźć się na kolanach, a za chwilę bezpowrotnie zatonąć. Świat właśnie zmienia się nieodwracalnie. W dobie dominujących w świecie technologii cyfrowych przepiękny, aczkolwiek drogi w utrzymaniu, gmach giełdy warszawskiej już za chwilę nikomu nie będzie potrzebny, chyba że jako relikt przeszłości.