Ostatnie odczyty inflacji w Polsce, państwach regionu czy niektórych krajach strefy euro okazały się wyższe niż się spodziewano. W krótkim terminie, po szoku wywołanym pandemią, w kształtowaniu dynamiki cen górę wzięły czynniki podażowe, bo te związane z osłabieniem popytu i potanieniem surowców albo nie miały możliwości, albo nie zdążyły jeszcze w pełni się ujawnić. Pisałem w jednym z poprzednich felietonów, że choć wielu usługodawców (np. fryzjerzy, dentyści, kosmetyczki) wykorzystało kryzys do podniesienia cen, co przejściowo może podbić wskaźniki CPI, w średnim terminie spodziewać się należy raczej osłabienia inflacji.
Wydaje się, że powoli wkraczamy właśnie w taki okres, kiedy większość podwyżek została już wprowadzona w życie, natomiast do głosu zaczynają dochodzić elementy powiązane z popytem i potanieniem nośników energii. Najlepszym przykładem są tu ceny biletów lotniczych, hoteli czy wakacyjnych pakietów, gdzie znacząco obniżony popyt, spadek cen paliw, a jednocześnie wizja bankructw linii lotniczych, biur podróży czy drobnych firm z branży turystycznej, dają wysyp tańszych ofert wypoczynku.
Ale dziś nie o tym, jak kształtować się będzie inflacja w krótkim czy średnim terminie, ani nie w skali Polski czy regionu, lecz perspektywach zachowania cen w dłuższym horyzoncie i wymiarze globalnym. A tu coraz więcej elementów składa się na wizję zmiany długoterminowych makrotrendów kształtowania inflacji z jej kilkudekadowego obniżania na stopniowe, a z czasem dynamiczniejsze przyspieszenie.
W mojej ocenie stoimy w obliczu mającej miejsce raz na pokolenie lub rzadziej zmiany dominującej tendencji w ramach supercyklu zachowania inflacji. W skali świata po raz pierwszy od czasu szoku naftowego z lat 70. możemy na powrót doświadczyć niszczącej – nie tylko dla oszczędzających, ale też posiadaczy akcji i przede wszystkim zwykłego Kowalskiego, siły erozji wartości pieniądza.
Minione blisko 40 lat to dezinflacyjny, a ostatnio coraz częściej deflacyjny, okres w ramach długich cykli. Wśród licznych przyczyn tego zjawiska wymienić można kilka najważniejszych: wzrost zadłużenia, globalizację (Chiny z tanią siłą roboczą fabryką świata), zmianę modelu rodziny i starzejące się społeczeństwa. Po kryzysie z lat 2008–2009 te strukturalne elementy zostały dodatkowo wzmocnione przez działania banków centralnych, których luźna polityka pieniężna, choć spowodowała wzrost cen instrumentów finansowych, nie przyczyniła się (bo nie mogła) do odwrócenia tych niekorzystnych tendencji fundamentalnych.