Nie znam przypadku, by rada nadzorcza, rozejrzawszy się po swoim składzie, doszła do wniosku, że brakuje jej potrzebnych kompetencji, wiedzy albo doświadczeń, przeto – by wypełnić ową lukę – dokonała kooptacji właściwej osoby lub osób. Nie sądzę nawet, by rady nadzorcze zastanawiały się, jakich kompetencji im brakuje. W praktyce polskiego rynku po kooptację sięga się zazwyczaj, kiedy skład rady spadł niżej ustawowego wymogu. Nie z powodu odwołania członka, ponieważ kto odwołuje – prawdopodobnie wypełni poczynioną przezeń lukę w radzie powołaniem do niej innego członka. W rachubę wchodzą więc dwa wydarzenia, śmierć albo rezygnacja. Przeto nie rada wówczas kooptuje, lecz jej członkowie, którzy pozostali po zdekompletowaniu składu.
Ponieważ akcjonariusze nie ufają powołanym przez siebie radom nadzorczym, krępują ich swobodę kooptacji rozmaitymi ograniczeniami. Na przykład mandat kooptowanego wygasa z dniem najbliższego walnego zgromadzenia (chyba że odbywa się ono w terminie bliższym niż ileś tam, zazwyczaj niewiele, tygodni od kooptacji). Albo kooptacja jest zatwierdzana przez najbliższe walne zgromadzenie (czasem zwołane specjalnie w tym celu), które może wygasić posługę kooptowanego w radzie. Odmowa zatwierdzenia kooptacji przez walne zgromadzenie jest w istocie bliższa odwołaniu z rady nadzorczej, niż unieważnieniu kooptacji i jej skutków prawnych. Uchwały powzięte przez radę z udziałem dokooptowanego nie będą więc dotknięte wadliwością, a jego odpowiedzialność nie zostanie uchylona.
Bywa, że akt kooptacji wymaga kwalifikowanej większości zdekompletowanej rady. Bywa, że statut wyznacza termin, w jakim rada ma zapełnić lukę w swoim składzie w drodze kooptacji pod rygorem zwołania przez zarząd walnego zgromadzenia. Spotyka się przylepny mandat członka rady: po jego rezygnacji albo śmierci rada może kooptować tylko osobę wskazaną przez akcjonariusza, który zgłosił kandydaturę poprzednika do rady (nie chodzi więc o uprawnienie osobiste z art. 354 k.s.h.!). Skoro jednak akcje są zbywalne, jeżeli ów akcjonariusz opuści spółkę, nim mandat proponowanego przezeń kandydata do rady zostanie opróżniony, należy przyjąć, iż mandat nie będzie przylepiony do nabywcy. Niemniej w statutach spółek można znaleźć różne osobliwości. Statut jednej ze spółek publicznych przewidywał, że w przypadku rezygnacji członka rady, kooptuje ona w to miejsce innego członka i... obiera go przewodniczącym (!).
Często statut ustala górny limit członków rady pochodzących z kooptacji. Jest to uzasadnione. Pamiętam przypadek Vistuli, gdzie limit omijano „kooptacjami warunkowymi": członkowie rady nadzorczej seryjnie rezygnowali, a pozostali seryjnie kooptowali kolesi, aż z kooptacji pochodziła cała rada. Ta wesoła gromadka zebrała się podówczas za zmiany w składzie zarządu. Po tych ekscesach niewiele ze spółki zostało.
Dokonując kooptacji do rady, jej członkowie nie są władni ustalić wynagrodzenia kooptowanego. Może to uczynić jedynie walne zgromadzenie. Jeżeli nie zatwierdza kooptacji, niekiedy zapomina o wynagrodzeniu kooptowanego za czas pełnienia funkcji. Dlatego kooptacja kreuje w radzie członkostwo nietrwałe, niekiedy nieodpłatne. Wprawdzie lukę w składzie rady można zapełnić szybko, ale chwiejny status kooptowanego godzi w pewność obrotu.
WWW.ANDRZEJNARTOWSKI.PL