Huawei miał jasny cel. Chciał być największym dostawcą smartfonów na świecie. I przez lata konsekwentnie go realizował. W kraju pierwszą pozycję zdobył już dawno temu i nadal jest największy (w III kwartale miał nieco ponad 34 proc. rodzimego rynku, ponad dwa razy więcej niż największy konkurent – Vivo). Na świecie, w rocznym ujęciu, doszedł jedynie drugiej pozycji. Według danych IDC, w II kwartale z przekraczającym 20 proc. udziałem sięgnął pierwszej pozycji, wyprzedzając Samsunga. No ale wyprzedzenie Samsunga zdarzyło się też – w IV kwartale 2019 r. – Apple'owi. W kolejnym kwartale i Huawei, i Apple odnotowali solidne spadki udziałów rynkowych.
O ile w przypadku Apple'a o spadku w I kwartale można powiedzieć, że „nic się nie stało" (ulubiona sentencja polskich kibiców), o tyle III kwartał w przypadku Huawei był zapowiedzią dalszych głębokich spadków. Jak głębokich? TrendForce twierdzi, że w 2021 r. smartfony sprzedawane pod markami znanymi do niedawna z portfolio Huawei będą miały łącznie 6 proc. rynku, z czego na Huawei przypadnie 4 proc., a reszta na niedawno sprzedaną za 15 mld dolarów markę Honor. Analitycy Strategy Analitycs przewidują, że będzie to jedynie nieco ponad 4 proc.
Analitycy od kilku miesięcy oceniali, że zablokowanie dostaw chipów zmusi Huawei do odpuszczenia rynku smartfonów i skoncentrowaniu się na obronie rynku sprzętu do budowy sieci telekomunikacyjnych, a także sprzętu dla biznesu, w tym data center. Gromadzenie zapasów części do produkowanych w setkach milionach sztuk rocznie smartfonów jest znacznie trudniejsze niż dla pozostałych dwóch segmentów. Sprzedaż marki Honor, którą kupują ze wsparciem państwa chińscy dystrybutorzy smartfonów, przynajmniej w przyszłym roku niewiele zmieni w oczekiwanym spadkowym trendzie tanich smartfonów z portfolio chińskiej firmy. A potem po prostu trzeba będzie odbudowywać rynek.
W tym samym momencie, gdy zaczęły pojawiać się prognozy dotyczące końca wzrostów Huawei na rynku smartfonów, zaczęto typować, kto na tym zyska. Pierwszym skojarzeniem analityków była trójka chińskich konkurentów Xiaomi, Oppo i Vivo, a w dalszej kolejności kolejne chińskie firmy – Realme, Lenovo, OnePlus i Tecno. Prognozowano też, że zyska na tym Apple, zwłaszcza że wreszcie zaczął sprzedaż smartfonów 5G. Wreszcie, bo zrobił to zdecydowanie za późno w stosunku do konkurentów, ale jak to z Apple'em bywa, jego wierni fani wybaczą mu to i kupią nowe iPhone'y, choć może nie tak dużo, jakby chcieli planiści firmy z Cupertino.
Światowy lider, czyli Samsung – w zgodniej ocenie analityków – nie wykorzysta tego, że Huawei zwalnia przestrzeń na rynku smartfonów. Po prostu utrzyma swoją część tortu, choć może zwiększyć udział w lukratywnym rynku smartfonów z najwyższej półki. Pierwsze sygnały, że chciałby to zrobić, już są. Według mediów z premierą kolejnego „flagowca" nie będzie czekał – jak to zwykle bywało – do lutego/marca. Samsung Galaxy S21+ ma pojawić się w sprzedaży już w styczniu.