W skali globalnej najważniejsze na początku roku (nie tylko dla rynków finansowych), oprócz pandemii, było oczywiście to, co wydarzyło się w USA. W wyniku dodatkowego głosowania 5 stycznia okazało się, że oba miejsca z Georgii w Senacie nieoczekiwanie wygrali demokraci, dzięki czemu będą rządzili nie tylko w Izbie Reprezentantów, ale i w Senacie. W Senacie stosunek głosów będzie 50:50, ale głos decydujący będzie miała wiceprezydent USA. Problemem jest jednak to, że filibuster (obstrukcja parlamentarna; długa dyskusja, którą przerwać można, mając 60 proc. głosów) powoduje, że w wielu kwestiach przewaga tego jednego głosu może nie wystarczyć.
Po wyborach prezydenckich i do Kongresu 3 listopada cieszono się, że Kongres będzie podzielony, a po tej dogrywce inwestorzy... też się cieszyli tym, że władza będzie w jednych rękach. Taki to jest dziwaczny rynek. W kąt poszły obawy o to, że pełna władza demokratów oznacza wyższe podatki i rozbicie spółek z sektora FAANG, bardziej liczyło się to, że Kongres i prezydent Biden zasilą gospodarkę kolejnymi zastrzykami gotówki.
Wszystko było już na dobrej drodze, ale okazało się, że USA pod rządami Trumpa to jest państwo z dykty. Mimo że zapowiadany był zjazd zwolenników Trumpa 6 stycznia, kiedy to Kongres zatwierdzał wybór prezydenta, w Waszyngtonie nie zapewniono właściwej ochrony Kapitolu, co było zaniedbaniem wręcz karygodnym i co zaowocowało scenami, które czasem można zobaczyć w krajach Trzeciego Świata.
Oczywistym było, że w końcu siły porządkowe zaprowadzą porządek, a indeksy zyskają i ustanowią nowe rekordy. I tak też się stało. W kolejnym dniu wstrząśnięci kongresmeni zrezygnowali z części swoich sprzeciwów i już bez przeszkód tandem Joe Biden–Kamala Harris zostali uznani za prezydenta i wiceprezydenta USA. Pozostawało już tylko zaprzysiężenie 20 stycznia. Okazało się, że siły porządkowe tak wystraszyły protestujący, że ta uroczystość przebiegła co prawda inaczej, ale za to bez zakłóceń.
Prezydent Biden natychmiast przedstawił plan pomocy gospodarce o wartości 1,9 biliona dolarów. Obejmował między innymi dotację w wysokości 2000 USD dla Amerykanina zarabiającego mniej niż 75 tys. USD rocznie, wstrzymanie przejęć domów i przesunięcie spłat kredytów studenckich i wiele innych posunięć. Czołowi demokraci mówią jednak, że pakietu pomocy nie należy się spodziewać przed połową marca, a republikanie chcą znacznego jego okrojenia.