COVID i logistyka nie idą w parze

Nie wszystkim krajom planowanie logistyki szczepień się udało, a niektóre po prostu zignorowały związane z nią ryzyka

Publikacja: 03.02.2021 05:00

Tomasz Świderek, publicysta ekonomiczny

Tomasz Świderek, publicysta ekonomiczny

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Świat od roku boryka się z pandemią. I niemal tak długo boryka się z problemami związanymi z logistyką i łańcuchami dostaw.

Pierwsze miesiące pandemii stały pod znakiem braku dostaw z Chin. Jako pierwsi ucierpieli producenci aut. I to nie tylko ci, którzy mieli fabryki zlokalizowane w Chinach, ale także ci, którzy kupowali tam produkowane podzespoły i części.

Przeciętne auto składa się z około 30 000 części. W samochodach Nissana ponad 800 z nich produkowanych było w prowincji Hubei. Hubei i jego stolica Wuhan (tu wykryto pierwsze zakażenia) są jednym z największych w Chinach klastrów motoryzacyjnych. Gdy pękły łańcuchy dostaw, fabryki zlokalizowane w innych krajach – np. w Korei Południowej lub Europie – jeśli nie wstrzymywały, to ograniczały produkcję. I nie było w tym nic dziwnego – praktycznie nie było wówczas producenta samochodów, który nie kupowałby czegoś w Chinach.

Posypały się też łańcuchy dostaw w przemyśle tekstylnym. Głównie z powodu kłopotów z transportem lądowym i blokadą granic. Szwalnie w Wietnamie, Kambodży czy Mjanmie, produkujące odzież takich marek jak Uniqlo, Tommy Hilfiger, Gap i Nike, nawet 60 proc. zużywanych tkanin importowały z Chin. Dostawy stanęły przez blokadę granic i obowiązkowe kwarantanny kierowców ciężarówek.

Kłopoty były też w transporcie morskim. W chińskich portach brakowało dokerów, którzy z powodu lockdownu nie mogli wrócić po Chińskim Nowym Roku do pracy. Brakowało kierowców ciężarówek, a w fabrykach ludzi odpowiedzialnych za przyjęcie dostaw do magazynów. Kontenery tkwiły więc w Chinach, a gdzie indziej zaczynało ich brakować.

Broniły się zlokalizowane w Chinach fabryki półprzewodników. Tu przerwanie produkcji było zbyt kosztowne i nie zrobiono tego nawet na okres noworocznych świąt.

A marcu przyszedł lockdown w Europie i USA. Kłopoty z częściami do aut przerodziły się w problemy ze sprzedażą samochodów. W krajach rozwiniętych zaczął królować e-commerce, a na giełdach zagościły podłe nastroje. Przejście na e-handel szybko obnażyło słabe strony wielu sklepów: albo miały kłopoty z dostępnością towaru „na półkach", albo nie były go w stanie dostarczyć na czas. Do historii przejdą zapewne kilkutygodniowe terminy dostaw sklepów spożywczych.

Opanowanie pandemii w Chinach, a potem jej wygaszanie pozwoliło „fabryce świata" ruszyć z produkcją. Wzrósł też popyt na tym największym światowym rynku. Ci, którzy w pierwszych tygodniach pandemii za bardzo dostosowali swe moce produkcyjne i plany inwestycyjne do pesymistycznych prognoz, stanęli przed kolejnym planistycznym wyzwaniem: musieli ocenić trwałość odbicia.

Lato w wielu krajach przyniosło rozpoczęcie planowań w logistyce. Tych związanych z oczekiwanymi w ciągu kilku najbliższych miesięcy masowymi szczepieniami. Logistyka szczepień zaczynała się od określenia potrzeb oraz zaplanowania zakupów, dostaw, sieci dystrybucji i jak najbardziej wydajnej sieci szczepień. Co bardziej przezorni już wtedy kupowali dodatkowe igły i strzykawki, bo przecież bez nich szczepić się nie da.

Co widać dziś, nie wszystkim krajom planowanie logistyki szczepień się udało, a niektóre po prostu zignorowały związane z nią ryzyka.

Początek szczepień i pierwsze związane z nimi kłopoty wynikające z błędów logistycznych – np. rozmrażanie szczepionki Pfizer/BioNTech na zbyt wczesnym etapie dostaw, co niepotrzebnie usztywnia proces szczepień – zbiegły się w czasie z kolejnymi pęknięciami łańcuchów dostaw. Tak jak na początku pandemii dotyczyły motoryzacji. Tym razem branża odczuła dotkliwy brak półprzewodników wykorzystywanych w „elektronice" aut.

A nie było ich z kilku powodów. Przede wszystkim postępująca w II półroczu ub.r. odbudowa popytu – zwłaszcza w Chinach – najpierw szybko zredukowała zapasy półprzewodników zgromadzone w branży, a potem te, które mieli ich producenci. Ci zaś mieli kłopot ze zwiększaniem produkcji ponad zredukowane kilka miesięcy wcześniej przez klientów motoryzacyjnych zamówienia. Zwolnione moce zajęli inni.

Dodatkowo z grona producentów wypadły niektóre chińskie firmy, które – jak SMIC – zostały wpisane na czarną listę amerykańskiej administracji. Lista miała służyć walce z Huawei, ale rykoszetem uderzyła w zupełnie inny biznes.

Pękł też łańcuch obrotu kontenerami. Te, które teraz potrzebne są w Azji, by dostarczyć towary do Europy i USA – w tym do e-sklepów – są akurat tam, gdzie ich droga powinna się kończyć. Na dodatek popyt na kontenery wzrósł, bo w wyniku pandemii fracht lotniczy stał się trudno osiągalny – samoloty cargo latają wypełnione, a spora część frachtu, która w przedcovidowej rzeczywistości lokowana była w lukach samolotów pasażerskich, musi wylądować w kontenerach i wędrować drogą morską lub lądową. No i jeszcze jedno: w najczarniejszych dniach pierwszego lockdownu zredukowano zamówienia na nowe kontenery.

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów