Miniony rok – a w zasadzie koronawirus – przyniósł diametralne zmiany w formule organizacji różnego rodzaju spotkań, konferencji, sympozjów. Okazało się, że wiele podobnych imprez można zorganizować za pośrednictwem internetu, przy niewielkiej stracie merytorycznej, z nawiązką rekompensowaną przez czas zaoszczędzony z uwagi na brak konieczności dojazdu. Niestety, w odniesieniu do walnych zgromadzeń nie zadziałało to tak dobrze.
2020 r. zapisze się w annałach rynku kapitałowego jako rekordowy, jeśli chodzi o liczbę zdalnych WZ spółek giełdowych. Jednakże niekoniecznie zapisze się jako rok przełomowy z uwagi na rażący rozdźwięk między sferą prawną a technologiczną. W większości krajów bowiem regulacje nie nadążyły za potrzebami inwestorów – o ile dopuściły możliwość zdalnych zgromadzeń, o tyle raczej uczyniły z nich słabej jakości kopię zgromadzeń stacjonarnych niż nową jakość.
W szczególności, w przypadku rynku polskiego, KSH nie daje możliwości różnicowania praw akcjonariuszy w zależności od formy udziału. Zdalne zgromadzenie jest teoretycznie dopuszczalne, ale w praktyce musi prowadzić do ograniczenia praw akcjonariuszy uczestniczących zdalnie. I nie chodzi tu wyłącznie o pewien dyskomfort wynikający z innego poziomu percepcji, ale o ograniczenie rodzaju praw, z jakich może korzystać z powodów formalnych (np. zdalny akcjonariusz nie może przewodniczyć WZ) lub organizacyjnych (np. bardzo skomplikowana forma udziału w pracach komisji ds. sprawdzenia listy obecności).
Dane zebrane na rynkach UE wskazują na raczej negatywne doświadczenia wynikające ze zdalnych zgromadzeń. W raporcie „The Future of General Shareholder Meetings" opracowanym przez stowarzyszenia inwestorów indywidualnych w UE (Better Finance) i w Niemczech (DSW) możemy przeczytać o wielu problemach. Są wprawdzie wskazane pozytywy, ale odnoszące się raczej do samych spółek: „obniżone koszty organizacji" (40 proc. respondentów) czy „możliwość dostępu do szerszego grona akcjonariuszy" (37 proc.). Natomiast zaledwie 1 proc. respondentów wskazał na „mniejszy wysiłek i koszty dla akcjonariuszy". A warto podkreślić, że respondentami byli inwestorzy indywidualni (przy czym zdecydowanie dominowali przedstawiciele Niemiec i Francji w wieku powyżej 50 lat).
W drugą stronę natomiast respondenci wskazali na wiele negatywnych aspektów e-WZ: „ograniczanie dyskusji" (27 proc.), „brak dyskusji" (23 proc.), „wykluczenie osób bez kompetencji cyfrowych" (22 proc.) czy też „możliwość wyboru pytań przez spółkę prowadzi do przesunięcia ośrodka władzy" (22 proc.). Wskazywali na ograniczanie ich praw do zabierania głosu (21 proc.), dialogu z władzami spółki (21 proc.) oraz możliwości zadawania pytań (16 proc.). Co ważne, z badań tych nie wynika, aby możliwość zdalnego udziału wpłynęła pozytywnie na frekwencję – aż 51 proc. uznało, iż poziom udziału spadł, a zaledwie 20 proc. – że wzrósł (warto dodać, że w przypadku rynku niemieckiego niższy poziom uczestnictwa ma potwierdzenie w twardych danych).