– Ewidentnie mamy do czynienia z „efektem PIT". Wszyscy ruszyli składać oświadczenia w ostatniej chwili – słyszymy w jednej z państwowych firm. Mało tego, bałagan będą potęgować również ci, którzy o takim obowiązku nie mają pojęcia nawet teraz – czyli w momencie, gdy czas na składanie stosownych oświadczeń minął.
„Klienci, którzy prowadzą mikro i małe firmy, szpitale oraz jednostki sektora finansów publicznych, w tym samorządy, powinny złożyć do przedsiębiorstwa energetycznego oświadczenie potwierdzające swój status odbiorcy końcowego" – wylicza w przysłanym do redakcji „Parkietu" komunikacie biuro prasowe Tauronu.
Przedsiębiorcy i przedstawiciele wymienionych instytucji formalnie mieli na to czas do 27 lipca. Ale biorąc pod uwagę, że ustawowy termin wypada w sobotę, koncerny zdecydowały się go wydłużyć do poniedziałku. Przynajmniej oficjalnie, bowiem można się domyślać, że chodzi o uniknięcie karczemnych awantur w biurach obsługi klienta.
Przynajmniej część zainteresowanych czuje się bowiem niedoinformowana: termin przyjmowania oświadczeń został określony ustawą, ale ani resort energii, ani jej sprzedawcy nie przygotowali kampanii informacyjnej na ten temat. Jak można usłyszeć w firmach, koszty ulotki-wrzutki poszłyby w miliony złotych, a przyniosłoby to zapewne niewielki skutek. Komunikacja w tej sprawie sprowadzała się zatem do przypomnień na stronach internetowych czy w trakcie kontaktów z klientami.
W ostatnich dniach nie zabrakło dodatkowych emocji. Jak wytknął firmie Energa w czwartkowej publikacji portal Bezprawnik, prace serwisowe w elektronicznym biurze obsługi klienta zaplanowano na tydzień między 19 a 27 lipca (w piątek jednak e-BOK firmy wydawał się działać bez zarzutu). – To nie ma znaczenia: oświadczenia i tak trzeba składać osobiście lub wysyłać pocztą – informował nas Maciej Szczepaniuk z PGE. – Firmy nie dostały żadnych instrumentów, które pozwalałyby na obsługę dokumentów składanych drogą elektroniczną – ucinał.