– Problemy z dostawami paneli fotowoltaicznych z Chin obserwowaliśmy już miesiąc temu, kiedy stanęły chińskie fabryki. Obecnie sytuacja wróciła do normy i mam nadzieję, że najgorsze jest za nami – komentuje Karol Łapiński z firmy Electrum, która buduje farmy solarne.
Chińska branża fotowoltaiczna spodziewa się jednak, że produkcja ogniw i modułów wróci do wcześniejszego poziomu dopiero w II połowie roku. Rosną więc obawy inwestorów w Polsce, czy uda im się zrealizować w terminie projekty związane z budową elektrowni słonecznych. Kiedy w listopadzie 2018 r. rozstrzygnięto aukcje projektów fotowoltaicznych i wiatrowych o jednostkowej mocy do 1 MW, wytwórcy ze zwycięskimi ofertami zobowiązali się do rozpoczęcia sprzedaży energii elektrycznej do listopada 2020 r. Teraz branża postuluje, by przesunąć ten termin na 2021 r. – Niewykonanie tego obowiązku powoduje, że wytwórca zostaje wykluczony z systemu aukcji i nie może przystąpić z daną instalacją do aukcji na sprzedaż energii elektrycznej z OZE przed upływem trzech lat, licząc od dnia, w którym zobowiązanie stało się wymagalne. Dodatkowo w takim przypadku kaucja wniesiona przy składaniu oferty nie podlega zwrotowi, a gwarancja bankowa może zostać użyta. Ponadto brzmienie przepisów nie pozwala w 100 proc. wykluczyć nałożenia kary finansowej związanej z niewytworzeniem wskazanej w ofercie ilości energii – wylicza Piotr Szwarc z kancelarii CCLaw Creative Consultants.
Eksperci podkreślają, że problemy z dostawami z chińskich fabryk mogą skutkować wzrostem cen paneli fotowoltaicznych. – Obecna sytuacja, związana z wystąpieniem koronawirusa na terenie, gdzie stacjonują duże fabryki komponentów do fotowoltaiki, z pewnością odbije się na całej branży. O tym, czy będziemy mieć problem z terminową realizacją inwestycji, zadecyduje czas przestojów zakładów. Natomiast z pewnością będziemy mieli do czynienia ze wzrostem cen tych produktów – przekonuje Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej. box