– Przełoży się to negatywnie na najważniejsze biznesy energetycznych koncernów, czyli dystrybucję i sprzedaż energii, a także produkcję prądu, głównie z węgla brunatnego i kamiennego – dodaje. Zaznacza, że problemy te odczuje także górnictwo w wyniku zmniejszenia popytu na węgiel. – Dziś trudno jeszcze ocenić, jak mocno epidemia dotknie energetyki. Wiele zależeć będzie od tego, jak długo Polska będzie walczyć z wirusem – zastrzega Kubicki.
Dodatkowo mamy też do czynienia ze spadkiem cen prądu i uprawnień do emisji CO2. We wtorek energia z dostawą na przyszły rok kosztowała na Towarowej Giełdzie Energii już 227 zł/MW, a to o 10 proc. mniej niż na początku stycznia.
Od kilku dni nieczynne są szkoły, galerie handlowe, placówki kulturalne, wiele biur i restauracji. Nie wiemy jeszcze, na jak mocne ograniczenia produkcji zdecyduje się przemysł. Dla przykładu – od czwartku swoje fabryki w Polsce zamknie tymczasowo Volkswagen. Już w pierwszych dniach tej ogólnopolskiej kwarantanny zużycie energii było niższe niż przed tygodniem. W poniedziałek i wtorek spadki sięgały 4–5 proc. W środę do południa zużycie prądu było już o 6 proc. niższe niż tydzień wcześniej.
– Odnotowujemy niższe zapotrzebowanie, ale nie można jednoznacznie przypisać tego wyłącznie skutkom epidemii. Wpływ na zapotrzebowanie w znacznym stopniu ma pogoda – wyjaśnia Beata Jarosz-Dziekanowska, rzeczniczka Polskich Sieci Elektroenergetycznych.
Słoneczna pogoda sprawiła, że mogła wzrosnąć produkcja energii z mikroinstalacji fotowoltaicznych, która nie trafia do sieci, ale jest wykorzystywana bezpośrednio przez odbiorcę. – Oczywiście zamknięcie szkół, uczelni, centrów handlowych czy zakładów przemysłowych również wpływa na mniejszy pobór prądu – przyznaje Jarosz-Dziekanowska i dodaje: – System pracuje stabilnie i nie ma problemów z jego bilansowaniem. box