Obserwujecie razem z Expanderem rynek najmu mieszkań nie tylko w największych aglomeracjach. Jak dziś wyglądają perspektywy, dwa lata od rosyjskiego najazdu na Ukrainę? Przed wojną, po pandemii rynek był w dołku: brakowało najemców, czynsze zapikowały. Napływ uchodźców zmienił te trendy. Jak rynek wygląda po tych prawie dwóch latach?
Od mniej więcej sześciu–dziewięciu miesięcy obserwujemy stale powiększające się saldo aktywnych ofert wynajmu mieszkań na portalach w Polsce, w zasadzie dotyczy to każdej lokalizacji. Dzisiaj jesteśmy na poziomie pomiędzy dołkiem tuż przed rozpoczęciem wojny w Ukrainie a górką, jaką widzieliśmy we wrześniu 2020 r., kiedy ofert było rekordowo dużo, popyt był mały i czynsze poszły w dół. Obecną sytuację nazwałbym chyba stanem równowagi, bo patrząc również z perspektywy stawek, nie widać, żeby liczba ogłoszeń na portalach wpływała w jakikolwiek sposób istotnie na ich poziom. Są one stabilne z lekkimi odchyleniami. Nie mamy kryzysu ani popytu, ani podaży.
Co będzie dalej, zależy od kilku czynników. Pierwszy czynnik to kwestia przewidywań odnośnie do tego, jak dużo z obecnych najemców zamieniło wynajmowane mieszkanie na własne, korzystając chociażby z programu „Bezpieczny kredyt”. Zakupy z II połowy ub.r. nie oznaczają natychmiastowej przeprowadzki, bo bardzo często kupowane były mieszkania deweloperskie, które dopiero będą oddawane albo są wykańczane. Podobnie jest z rynkiem wtórnym ze względu na remonty po zakupie. Wstępnie analizowaliśmy, jakiego rzędu wielkości mogą to być przeprowadzki i nie spodziewamy się istotnego wpływu, szoku. Niemniej należy spodziewać się dalszego przyrostu oferty. Pytanie, gdzie jest punkt krytyczny, kiedy wynajmujący zaczną mieć problem z przestojami i zaczną konkurować ceną. Tu ilu ekspertów, tyle opinii.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden niuans: dzięki wzrostowi cen, a więc wartości mieszkań w ostatnim czasie, część wynajmujących dużo łatwiej znosi przestoje. Wzrost wartości lokalu jest dużo większy niż stopa zwrotu z przychodów z najmu.