Według Otodom Analytics sytuacja w największych siedmiu aglomeracjach na koniec III kwartału była taka, że przez cztery miesiące sprzedaż szła jak po sznurku, była rzędu 5,4 tys. lokali, ale z podażą było już różnie: raz 2 tys., raz 4 tys. Generalnie od 15 miesięcy widzieliśmy, że deweloperzy więcej sprzedają, niż wprowadzają do oferty – i m.in. przez tę nierównowagę ceny rosną. Co przyniósł październik?
Październik przyniósł przełom. Sprzedaż była na porównywalnym poziomie co wcześniej, według wstępnego odczytu to prawie 5,7 tys. lokali, więc docelowo będzie to bliżej 5,4–5,5 tys. Tymczasem do oferty weszło ponad 5,3 tys. mieszkań, czyli najwięcej od przełomu 2021 i 2022 r., pomijając czerwiec ub.r., kiedy to eksplozja oferty wynikała ze wchodzącej w życie w lipcu zmiany przepisów. O ile we wcześniejszych miesiącach br. deweloperzy wprowadzali średnio dwie trzecie tego, co w tym czasie sprzedawali – i oferta permanentnie się kurczyła – o tyle w październiku mieliśmy pierwszy raz od bardzo dawna niemal równowagę.
Oczywiście należy sobie zadać kluczowe pytanie: czy to jednorazowy „wybryk”, czy już trend się odwróci i rynek wróci do stabilizacji. Odpowiedzieć na to jest trudno, ale myślę, że jest na to szansa. Pamiętajmy, że wprowadzenie nowej inwestycji do oferty nie odbywa się z dnia na dzień, projekty, które pojawiły się w październiku, to efekt przygotowań. Biorąc pod uwagę monitorowaną przez GUS liczbę pozwoleń na budowę, które otrzymują deweloperzy, wiele wskazuje na to, że jest szansa, że zaobserwowany w październiku trend w miarę się utrzyma.
Najważniejszą informacją z października jest to, że znacząco wzrosła oferta w Krakowie i Warszawie, czyli miastach, gdzie nierównowaga w ostatnich miesiącach, czy nawet kwartałach, była największa. Pozostaje nam czekać i obserwować, co będzie dalej.