– Myślę, że sam poziom stóp procentowych w dużym stopniu na jakość portfeli kredytowych nie wpłynie. Mamy oczywiście wyższe koszty obsługi hipotek, szczególnie może to być widocznie w przypadku kredytów udzielonych w latach 2020–2021, kiedy stopy procentowe były w okolicy zera. Jednak dla kredytów udzielonych wcześniej nie wydaje mi się, że jest to jakieś duże wyzwanie, tym bardziej że pensje w gospodarce bardzo mocno rosną. Dlatego wydaje się, że kredytobiorcy będą w stanie obsługiwać zadłużenie. Jednocześnie z punktu widzenia banków wartość mieszkań, czyli zabezpieczeń kredytów, rosła przez ostatnie lata. Jesteśmy dopiero na początku wpływu tych wyższych stóp, ale dane za I kwartał pokazują, że nie widać objawów pogarszania się jakości portfela kredytowego w sektorze – tłumaczy analityk Erste Securities. Dodaje, że problem pojawiłby się w przypadku wzrostu stopy bezrobocia.
– Jeśli ktoś zakłada, że byłoby duże spowolnienie w gospodarce, które wiązałoby się ze zwolnieniami, to wówczas portfel kredytów hipotecznych i konsumpcyjnych na pewno zacząłby się psuć, jednak przy założeniu „miękkiego lądowania" gospodarki, które jest moim bazowym założeniem, wydaje się, że nie ma powodów do obaw – mówi Jańczak.
Opóźniony efekt
Część ekspertów uważa jednak, że kolejne podwyżki mogą wpłynąć na pogorszenie jakości portfela kredytów mieszkaniowych. Warto pamiętać, że prawie cały portfel złotowych kredytów mieszkaniowych to kredyty na zmienną stopę. Efekt będzie jednak opóźniony, a ponadto zróżnicowany. Jak tłumaczył niedawno prof. Waldemar Rogowski, główny analityk BIK, wzrost oprocentowania nastąpi bowiem po trzech (WIBOR 3M) lub sześciu miesiącach (WIBOR 6M).
– Jeżeli dodamy do tego jeszcze konieczność wystąpienia opóźnień powyżej 90 dni to negatywny efekt może pojawić się dopiero jesienią. Szczególnie na obniżenie jakości narażone będą kredyty zaciągnięte w okresie historycznie rekordowo niskich stóp procentowych. Wynika to z faktu, że kredytobiorcy ci (545 tys. osób) od niedawna spłacają kredyty mieszkaniowe, zaciągali je na średnio wyższe kwoty, mają więc wysokie kwoty do spłaty. Na koniec kwietnia mają do spłaty 104 mld zł, co stanowi ok. 25 proc. wartości zadłużenia z tytułu wszystkich kredytów mieszkaniowych zaciągniętych w złotych – uważa prof. Rogowski.