Listopad przyniósł inwestorom hossę praktycznie wszędzie – od rynków wschodzących (poza Chinami) przez strefę euro po USA. Co więcej, objęła ona niemal wszystkie klasy aktywów – od akcji przez obligacje po złoto, miedź i kryptowaluty. Na Wall Street ubiegły miesiąc zakończył się jednym najsilniejszych wzrostów indeksów akcji i obligacji w historii. Zwieńczeniem tej zakupowej epidemii było ustanowienie nowego rekordu notowań przez kurs złota oraz indeksy WIG, DAX i przemysłowy Dow Jones (z dywidendami).
Chociaż tegoroczne zachowanie indeksu S&P 500 podąża za historycznym sezonowym wzorcem, czego najlepszym przykładem jest wrześniowo–październikowa słabość i listopadowe odreagowanie, to jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że to zachowanie polskiej giełdy było forpocztą ostatniego ruchu na Wall Street (wykres 1). Nasza przewodnia względem światowych rynków rola uwidoczniła się ostatnio także na rynku obligacji (spadek rentowności) czy walutowym (osłabienie dolara).
Światowa hossa
Miniony miesiąc dla indeksu S&P 500 okazał się drugim najlepszym listopadem od 1980 roku i jednym z najlepszych w minionych 100 latach. Ten niemal 9-proc. wzrost głównego indeksu akcji na nowojorskiej giełdzie był nie tylko najlepszym miesiącem w tym roku, ale 18 .najlepszym miesiącem od 1950 roku. Równie niecodzienne stopy zwrotu odnotowali inwestorzy na rynkach obligacji i to nie tylko skarbowych, ale też korporacyjnych. Globalny indeks obligacji wzrósł o niemal 5 proc., czyli najwięcej od 2008 roku. W przypadku rynku amerykańskiego 4,5-proc. zysk oznaczał największą stopę zwrotu od połowy lat 80. ubiegłego wieku. Znacząco spadły nie tylko rentowności długoterminowych papierów skarbowych, ale także marże będące odzwierciedleniem ryzyka kredytowego na rynku obligacji korporacyjnych, szczególnie tych o ratingu inwestycyjnym.
Czemu można przypisać tak gwałtowną zmianę na światowych rynkach? Co zdołało spowodować, że niemiecki indeks DAX po 13-proc. wzroście trwającym nieprzerwanie od końca października osiągnął właśnie nowy szczyt hossy, pomimo pogrążonej w „medialnej” recesji gospodarki? Moim zdaniem siłą sprawczą było odwrócenie tendencji, które stały za wcześniejszą słabością na giełdach. Po pierwsze, wzrost ryzyka geopolitycznego po ataku Hamasu na Izrael nie doprowadził ani do eskalacji działań wojennych w całym regionie, ani nie wywołał perturbacji na rynku paliw. Wręcz przeciwnie, ceny ropy naftowej (WTI) są dziś o ponad 10 proc. niższe niż przed wybuchem tego krwawego konfliktu. Po drugie, w ciągu pierwszych tygodni sezonu wynikowego w USA nawet drobne „niedociągnięcia” w prezentowanych przez spółki sprawozdaniach podlegały surowej ocenie inwestorów. Ogłaszaniu dobrych wyników za trzeci kwartał często towarzyszyło obniżanie oczekiwań na ostatni kwartał roku, co było mocno karane przez rynek. Ten mechanizm zmienił się jednak wraz z opublikowanymi 31 października wynikami spółki AMD. Rozczarowujące prognozy na kolejny kwartał przyniosły początkową przecenę o prawie 5 proc. w handlu pozasesyjnym, ale straty szybko zostały odrobione, a w kolejnym dniu notowań kurs spółki zyskał 10 proc. Najwyraźniej inwestorzy na Wall Street zaczęli patrzeć na spółki w perspektywie lepszego wynikowo (według dzisiejszych oczekiwań) 2024 roku, przeskakując nad problemami ostatniego kwartału w kończącym się już roku.